START | O NAS | GÓRY | SKAŁY | SKITURY | GALERIA | PRZEJŚCIA | LINKI | KONTAKT

KSIĘGA GOŚCI

Napisz do nas! Website in english

Wielka Ściana nie taka straszna, czyli cała prawda o Żorassach!



Grandes Jorasses
Grandes Jorasses

8 września 2014
Kurde, taki warun a ja chory, a można było z Rutkiem cos załoić, no nic się nie poradzi, może pogoda się utrzyma...…

Tydzień później.
Do kogo by tu jeszcze napisać, nikt nie ma czasu a tu ciągle nowe info o przejściach… Żal dupę ściska… Może do Gerego jeszcze, Jestem w cham, przyjeżdżaj… odpowiada…
Pogoda trochę krzyżuje nasze plany, miała być lampa a tu w środę ma przejść jakiś zimny front… Ok, to uderzamy na Tour Ronde, coby się rozgrzać a potem się zobaczy… Kolejka do schroniska Torino i potem kuluar Rebuffat do szczytu, super wspin. Teraz trzeba się sprężyć, żeby na ostatnią kolejkę zdążyć. Udaje się i to z zapasem. Na dole tradycyjnie cappucino w knajpie przy stacji kolejki i powrót do Chamonix.

Jutro ma przyjechać Mario, kolega Gerego, z którym się już wcześniej umawiał. Podobno dobry wspinacz, ale w Cham jeszcze nie był i nie ma za wiele doświadczenia alpejskiego no i jeszcze brak aklimatyzacji. Napawa mnie to pewnymi obawami…

Całą noc pada, rano mamy pewne wątpliwości. Chyba najlepiej byłoby poczekać jeden dzień coby warun się ustabilizował. Ale co to, jakieś poruszenie na parkingu, co jakiś czas pojawiają się jacyś podejrzani ludzie uzbrojeni w dziaby. Ciekawe gdzie się wybierają…? Pytamy jednego: no jak to gdzie, na Żorassy idziemy.
No ale myślicie ze warun będzie? No pewnie…

Kurde, to my tez napieramy, jeśli nie teraz to kiedy…

Leżę pod ławką w schronie. Kurwa, co ja tu robię? Jak jakaś mysz pod miotłą. Innego miejsca nie było. I co robią tu Ci wszyscy ludzie? Jakieś 30 osób w schronie a pod ścianą biwakuje kolejne 20. To jakiś istny najazd!! Dobry pomysł miał Gery z tym winkiem, przynajmniej trochę mniej stresu w umyśle. A o północy trzeba wstawać. Żeby choć trochę się przespać…



Pierwszy spacer
Pierwsze wyciągi

Coś takiego to ostatnio widziałem na normalnej drodze na Blanca od Goutiera. Rząd czołówek na Coltonie… chyba z 10 zespołów… Niesamowity widok.
Podchodzimy, nawet sprawnie idzie. Po jakichś 3 godzinach jesteśmy pod ścianą, 4 zespoły przed nami, wszyscy idą na Słoweńską na Crozie, my zresztą też… Nieźle się sypie z góry, jakiś wodospad śnieżny…
Ale nic, napieramy za innymi (dokładnie Mario, wylosował pierwszą cześć). Trochę wolno mu idzie, jacyś Niemcy nas doganiają. Po ok 150 metrach Mario mówi żeby go zmienić, bo trochę wolny jest i szkoda czasu.
Przejmuję prowadzenie, a Gery cos wspomina, ze chyba trochę na lewo powinniśmy być. Eee, no nie możliwe żeby wszyscy źle szli… idziemy do góry dalej. Pytamy Niemców, jaką drogę robią, no Słoweńską, odpowiadają, taką przynajmniej mają nadzieję…

Idziemy dalej, trochę na lotnej, trochę się asekurujemy, wyścigujemy się z Niemcami… Ooo, jakiś zespół na lewo, ciekawe jaką drogę robią? Na jakimś wielkim filarze są, może croza orginalnie robią, się zastanawiam:) Pojawiają się jakieś kruxy na drodze. Oho, chyba pierwsza ścianka problemowa… Niemcy przed nami.. To czekamy trochę, można coś zjeść i się napić… Napieram za nimi, trochę cienki lód, nawet jakaś lodowa przewieszka, ooo, tu wsadzę cama, a na górze to już lodu jak na lekarstwo… Dochodzę do Niemców, co oni się tu tak długo pieprzą. Robię stan i asekuruję chłopaków. Dochodzą, coś tam wspominają, że nieźle załoiłem, że psychicznie było, eee, nie tak strasznie.


Mój zestaw fitnessowy
Pierwsze kruxy

Następny wyciąg wygląda ciekawie, ale trzeba poczekać aż Niemcy przewalczą (na szczęście nie za długo, podobno na koltonie czeka się nawet 2 godziny). Jeden jest mocny, nie za wiele się asekuruje…
Idę i ja, super wspinanie, i nawet asekuracja jest. Musze stawać moimi mono na mini krawądkach, lodu tez już niewiele.. dochodzę do stanu, znowu czekanie…


Mój zestaw fitnessowy
Kolejny wyciąg

Kolejny fajny wyciąg i zmiana na prowadzeniu. A z lewej widzimy jakieś wielkie pole śnieżne, hmm, czy to nie tam powinniśmy być? Chyba jednak nie jesteśmy na Crozie, pewnie na Polskich wariantach, ale tez jest fajnie…
Gery prowadzi nas do grani, w tym ciągnie jeszcze 1 czujny wyciąg. Mario mi pokazuje swoje palce, ze jakieś sine, Stary, ruszaj nimi i załóż sobie grubsze rękawice…
Trochę wolniej nam idzie, zimno się zrobiło, wiatr wieje i ciągle nam się na ryje sypie, już dwa razy oberwałem w nos lodem... Ile do końca? pyta Mario, Nie wiem, ale może trzeba będzie biwakować. odpowiadam. To ja chyba umrę mówi.
Niemcy nas odganiają… Ale na grani ich znowu dochodzimy, szukają zejścia.. No jakoś ci wszyscy ludzie musieli tu zejść.
Ooo, tu są ślady, ale nie wygląda to przyjaźnie…

Schodzimy parszywym terenem, częściowo zjeżdżamy, w międzyczasie śmigło ewakuuje zespół z grani Whympera. Chłopaki coś przebąkują ze można by się też zabrać, bo już prawie ciemno i zimno. To nie taxi odpowiadam i schodzimy dalej.
Ooo, Siwy dzwoni. Pyta o warunki. Nie szliśmy Słoweńską, za wysoko na początku poszliśmy i zostaliśmy już na polskich wariantach. Warun zajebisty, mój znajomy z Austrii robił croza w zeszłym tygodniu, byli ponoć o 18 już w chamonix (jak się później dowiedziałem byli o 20tej) ale u góry szedł wariantem na wprost, to ich trochę przytrzymało (w sumie na drogę zeszło im 7h). Podobno lepiej iść wariantem prawym. Ok, powodzenia!! Może jeszcze do żony zadzwonię… Tak, załojone, trochę nam zeszło, a teraz schodzimy w jakiejś kruszyźnie… odezwę się jeszcze… Buzia


Dachstein
Na grani

Pierwszy lodowiec osiągnięty. Trzeba się zewspinać do mniej stromego terenu. Uważajcie, niżej musi być szczelina brzeżna, mówi Gery… Schodzę pierwszy śnieżną rynna, tu schodzą lawinki, to przy szczelinie powinien być stożek ze śniegu coby można było zejść. Jestem na krawędzi, trochę daleko do śniegu na dole, ale ślady dalej widać. Ja się nie odważę, żeby tu zejść. Musimy coś innego znaleźć. Chłopaki musimy na prawo cos poszukać.
Jestem na krawędzi drugiej rynny. Dół jest bliżej, ale zejść się nie da. Trzeba by skoczyć. Śladów na dole tez nie ma. No nic, biwakować tu nie będziemy, skacze! Uff, śnieg na dole miękki, skacze się jak do zaspy :).
Mario, jest ok, dasz radę. Mario się trochę waha. W końcu skacze, przewraca się i zaczyna się turlać w dół. O kurwa, muszę go złapać. Ok zatrzymał się,. Blady jak ściana, oczy wytrzeszczone. Wszystko ok? pytam, Nein, odpowiada… Skacze Gery, bez problemu, jeszcze się cieszy. Ale Mario mówi, że on już nie da rady. Nie ma sił, niedobrze mu, dreszcze ma. Pyta czy śmigło w nocy przyleci. Wątpię, choć widziałem raz w Austrii nocną akcję, ale to był helikopter wojskowy. Spokojnie, zrobimy przerwę, napijemy się herbaty, zjemy czekoladę, będzie lepiej… (Skąd ja to znam, Rutek…?)

Ok, idziemy dalej. Mario trochę się słania na nogach, co jakiś czas przewraca, ale idzie… A tu czeka nas jeszcze zejście eksponowana grania Rocher du Reposoir. Widać światełka zespołów schodzących od strony Walkera. W ogóle ruch jak na Valle Blanche. Kluczymy pomiędzy szczelinami, na szczęście jest ślad. Dochodzimy do grani, nieźle eksponowana. Gery wiąże Maria na krótko, ja będę szedł pierwszy i pomagał w trudniejszych miejscach. Mam nadzieje ze się Mario nigdzie nie potknie…

Dochodzimy do zespołu Hiszpańskiego, też są w trójkę, robią przerwę. My też robimy, muszę się coś napić. Gotujemy herbatę. Kolejny zespół przechodzi obok. Ooo, 10 m pod nami są już zjazdy…



GJ
Zachód słońca

Hiszpanie idą przed nami do zjazdów, czekamy chwilę i też idziemy. Ale oni dalej się cos pieprzą na stanie. Czekamy. Ok, następny może zjeżdżać, ale coś liny nie może wpiąć. Nie ma przyrządu, tylko HMSa, ale jakoś nie umie do niego wpiąć liny. Próbuje raz, drugi, trzeci, w końcu kolega mu pomaga. Ja pierdziele, koleś wspinał się na północnej Żorassow a półwyblinki nie umie zrobić…!!!

Nareszcie na lodowcu:) Żeby tylko jeszcze lina zeszła. Uff, udało się. Sms do Magdy. Jesteśmy na lodowcu, jeszcze tylko do schronu.

Dotarliśmy. Na szczęście już tu byłem i wiem jak znaleźć schronisko, co w nocy może nie być takie łatwe. Gotujemy jeszcze herbatę, liofy i do spania.

Rano się nie spieszymy. Wychodzimy ze schronu ostatni. Przy strumyku spotykamy 2 wspinaczy, jakiś swojski język. Czesi czy Słowacy? -pytam. Czesi:) Jednego coś kojarzę, chyba z gazet… Co robiliście? A, No Sieste… Woooow, gratulacje!! W jeden dzień? Nie no, 3. I klasycznie? No… Ale czekajcie, przecież przed wczoraj w nocy lało deszczem jak z cebra w Cham.
No a my byli w ścianie:)
- się śmieją,- sypały się nam na głowy pyłówki przez całą noc, rano wszystko mokre, friendy były bryłami lodu, a tu trzeba było jeszcze 2 dni w ścianie… super trening.
Hmm, to się nazywa alpinizm przez duże A. Kurde, jak on się nazywa, charakterystyczna czupryna na głowie… a już wiem, Ty jesteś Duszan?- No, skąd mnie znasz? -A z gazet i internetu. - No znam polskie Góry, taki magazyn… Nie byłem jeszcze w Tatrach polskich, ale chciałbym pojechać. Ten Wariant R na Kazalnicy zrobić i może jeszcze coś.- Na Mnichu -poprawiam go,- na Kazalnicy to Wielki Okap jest… No właśnie
Ale na Żorassach duży ruch,- mówię.- No kurde, na Coltonie to prawie jak na Blancu. Ja to bym teraz na Coltona nie szedł,- mowi czeski wspinacz,- mało interesujące, trochę jak po schodach się idzie…
Nie wiem, nie byłem…
- odpowiadam - To na razie,
Ahoj.


GJ
Przybliżony przebieg naszego przejścia

          
Adam


      Magdalena Drózd & Adam Ryś 2007  drustek@gmail.com