Co tu dużo pisać - Państwo Rysiowie już po ślubie!!! Teraz nic tylko można spokojnie zacząć szare i nudne życie małżeńskie...;)
NOWINKI
BLOGUJEMY !!!
07.2015
Już od maja jesteśmy w drodze, od jutra nasza droga będzie naprawdę odlotowa – startujemy do Peru!
Niestety, brak czasu to choroba chroniczna, ciężko się jej pozbyć, z tego względu nasza strona wciąż jest oldskulowa
i w konsekwencji – rzadko aktualizowana. Żeby nie zawieść zagorzałych fanów naszegowspinania, przerzucamy sie na razie
na bloga – w drodze będzie nam o wiele łatwiej „wrzucić trochę njusów na sieć” :-)
Wracając z Chamonix we wrześniu, umówiliśmy się z Gerym na północną Matterhornu. Musieliśmy tylko poczekać na okno pogodowe,
bo że dobre warunki są to już wiedzieliśmy. Udało się ścianę zrobić za drugim podejściem. Za pierwszym zbyt silny wiatr na górze nie
pozwolił nam wychylić nosa poza Zermatt. Przejechaliśmy ponad 800km w jedną stronę, żeby zjeść jednego z najgorszych i napewno
najdroższego kebaba w swoim życiu. Nie polecam. Dla osłody wspięliśmy się na przepiękną drogę Motorhead w rejonie Grimselpass.
Niecałe trzy tygodnie później, jesteśmy znowu w Zermatt, tym razem prognozy super, zero wiatru, ściana wygląda super... Dnia
31.10 nasze przejście staje się faktem, po ok 12,5 godzinach stajemy na wierzchołku Matterhornu, po przejściu północnej ściany
drogą braci Schmidt. Warunki w ścianie były wyśmienite, no może poza wyjściowa granią, która była trochę krucha. Ale tam chyba zawsze
tak jest. Zejście to już inna historia. Łatwo nie jest... Ale udaje się dotrzeć w nocy do Biwaku Solvay, gdzie niestety nie ma miejsca na pryczach dla nas,
ja śpię na ławce, a Gery na ziemi... Następnego dnia, juz bez żadnych przygód schodzimy do Zermatt, gdzie spotykamy dwóch Szwedów,
którzy właśnie przyjechali z Chamonix i mówią, że na Jorasses dalej super warunki. To co , może na Coltona? Sprawdzamy prognozy i niestety
brakuje nam jednego dnia :( Decydujemy się na krótszą drogę na Col de Pelerins, ale za to trudniejszą technicznie Rebuffat Terray.
Dróżka super, w niezłych warunkach, ale wymagająca, zwłaszcza pod koniec...
Sezon skalnie trochę kiepski, ale alpejsko udało się trochę podziałać. Już w lipcu pojechałem do Cham na tydzień, Rutek miał wolne w pracy, to się ugadaliśmy, żeby coś wspóllnie zadziałać.
Marcin zasugerował, żeby iść na Całun, dużo śniegu, kilka zespołów robiło już Małego MacIntrea, więc jest szansa, że bedzie ok.
Przeszliśmy drogę, jednak warunki nie były najlepsze. Na zejściu musieliśmy zabiwakować, bo nie znaleźliśmy zjazdów.
Pod koniec września znowu jestem w Chamonix. Warun na Ścianie super. Jestem na miejscu z dwójką kolegów z Austrii. Chcemy iść na kombinację drogi Słoweńskiej i Croza. Jednak źle się wbijamy, a gdy się orientujemy jesteśmy już za wysoko,
żeby trawersować do Croza. Kontynuujemy dalej, jak się później okazuje kombinacją dróg Polskich i drogi Michto. Wspinanie nie nastręcza nam dużo problemów, bardziej zejście. Droga jest bardzo ładna
i logiczna, ma ok 800 m przewyższenia, zajęła nam ok 13 godzin w trójkowym zespole.
Film z przejścia tej kombinacji w wykonaniu Francuzów kilka dni wcześniej mozna zobaczyć
tutaj. Chłopaki mieli w kluczowych wyciągach znacznie wiecej lodu:)
Zdjęcia jak zwykle w
galerii. Autorzy zdjęć: Adam Ryś, Marcin Rutkowski, Gerald Stranzinger i Mario Straberger.
Natomiast
tutaj można przeczytać krótką bujdałkę jaką naskrobałem po przejściu.
Pozdrawiam
adam
Wakacje bez napinki
08.2014
Dla mnie w tym roku wszystko toczy się troszkę wolniejszym tempem, także i wakacje mialy byc beznapinkowe.
I wlasciwie takie byly:) Mimo sprzeciwnosci pogody, sniegow, wiatrow i niskich temperatur udalo się wspiąc na 6 rożnych drożek.
2 z nich po stronie wloskiej, gdzie punktem wyjsciowym bylo znane nam juz schronisko Dalmazzi.
Obie calkiem ladne drogi: We are the Champions i Reglette de ballo. Takie w miarę przyjemne i dobre na rozwspin.
Po rescie w Val Veny
i wesolym wieczorku u Rutka uderzylismy na Igly poludniowe. Do schronu dotarlismy przy opadzie sniegu. Pomimo to
kolejnego dnia pogoda byla ladna, a droga w miarę sucha (poza kluczowym wyciagiem). Zrobilismy drożkę Les fleurs du mal, calkiem ladna.
Kolejnego dnia ustawilismy się w kolejce do Pedro Polar, za nami Gosia z Jozkiem.
To juz byl topowy klasyk Igiel, dla mnie najladniejsze wyciagi za 5c jakie robilam - rysy bez konca.
Adam przewalczyl ladnie pierwszy crux.
Niestety kolejny wyciąg za 6b+ byl mokry, więc - zachęcani przez poprzednie zespoly- zrobilismy go A0.
Jozek - nie wiedząc o cieniarstwie poprzednikow - się sprężyl i zaloil czysto: a więc chciec to moc:)
Wczesniej Goska zawalczyla na 1. cruxie - graty dla zmotywowanego teamu:)
Niestety nie zrobilismy wyjsciowego filarka, Adam musial zalapac sie na ostatnią kolejke, bo nastepnego dnia czekalo
go wyjscie na Blanca.
Mnie udalo doczepic się do Bettiny i Berta- dwojki Szwajcarow i w sobotę poszlismy jeszcze na Binevoue Goerge.
Piękna drożka z dwoma ale.
Bylo cholernie zimno tego dnia, wiec nie dalo się do konca delektowac wspinaniem.
No i Bettina wpadla w trans prowadzenia i z nikim nie chciala się zmienic.
Także: silą rzeczy zostalismy 'przeciągnieci';) Dla mnie i tak super:)
Po malym resciku znowu znalezlismy się we Wloszech, tym razem w Val del Orco. Wspomnienia sprzed 7 lat wrocily...
Tym razem mielsmy nowy, sensowny przewodnik i fajnie sie powspinalismy.
Pierwszy dzien wypral nas z sil (rysowe wspinanie to nie tylko technika...), drugiego szlo więc nam trochę gorzej.
Za to w sobotę dostalam duży prezent od Adama-wszystkie wyciagi na Nautilliusie byly dla mnie.
Piękna drożka, polecam, nawet wyciągi za 4b sa genialne!
Generalnie, fajnie taki urlop beznapinkowy:)
Trochę w tym roku cicho na naszej stronce, ale były ku temu różne powody.
Jednym z nich była moja dłuższa przerwa w aktywnosciach sportowych spowodowana artroskopią biodra, która przeprowadzona była pół roku temu, dokładnie 29 stycznia 2014.
Co dzialo się w międzyczasie mozna obejrzec w
galerii i poczytac
tutaj
magda
Hochtury
06.2014
Moje przygotowania do kursu zaprowadziły nas na różnego rodzaju granie i zimowe flanki w czerwcu! Byliśmy 2 razy w rejonie
Dachsteinu,przeszliśmy grań na Griesmauerze w okolicy Präblich, z Iwanem z Hiszpanii zrobiliśmy trawers Gloknerwand a w okolicach Hochalmspitze
przeżywaliśmy porażkę Hiszpanii z Chile... Udało mi się też wspiąć z Rolandem na Plattenzauber w Gesäuse:)
Z braku ruchu i nadmiaru czasu wrzucam zaległe zdjątka z sylwka, którego spędzilismy w naszych ulubionych okolicach czyli Południowym Tyrolu:)
Warun lodowy był dosyć sredni, ale jak na rozwspin się nadało. Zdjęć z dziabania mało, albo było za zimno, żeby aparat w ręce trzymać,
albo był whiteout spowodowany opadem miliona płatów sniegu na sekundę. Ale tury bardyo się udały. Pierwsza z nich to Rotlahner
w dolinie Gsieser. Niewybitny szczyt, ale udal się zjazd fajnym kuluarkiem, i powder też był! Kolejny cel to noworoczny wypad na Ahrener Kopf.
Trzytysięcznik, znajdujący się na końcu doliny Ahrner, który chyba często chodzony jest w marcu, ale przy panujących warunkach-mało sniegu!!/
w sam raz dla nas. Lampa, zero ludzi i jeszcze nietknięty snieżek - mniam, mniam! Ostatnia tura była już w drodze powrotnej do domu,
po austriackiej stronie (Osttirol, Virgental) na Bergerkogel. Wylądowalismy w jakiejs wylęgarni puchu i pomimo późnego startu licznej
gromadki, która przetarła nam slad, moglismy skreslić swoje wijące się w sniegu węże. Wspinaczkowo jedynym ciekawszym akcentem
był wariant na Dunner Schauder w Corvarze. Jak najbardziej możemy również polecić lodowy ogródek Angerer w reintall na roywspin.
Sezon zimowy 2013/2014 bardzo kuleje, więc i newsy rzadko sie pojawiają. Na szczęscie nie jest aż tak źle, żeby nic się nie działo,
kilka tur i kilka lodowych smarków udało się nam zrobić. Na początek kilka wrażeń z wypadu do... Südtirol\Ostirol.
Te okolice na pograniczu Austrii i Włoch bardzo przypadły nam do serca, możnaby długo dyskutować, który kraj ma bardziej urokliwe zakątki,
zdecydowanie lepszą metoda jest odwiedzać je naprzemiennie. W ramach trzydniowego łikendu, który rozpoczął się awarią auta (na szczęscie nic poważnego)
udało się nam zadziabać cos w Pragsertal i Travenanzes oraz zaliczyć przepiękną turę w dolinie Villgraten. Dla wielbicieli puchu dobra rada:
lepiej zdecydować się na skrzypiące zimnem podejscie w cieniu i profitować przy zjezdzie, tak, że aż się będzie kurzyło! Travenanzes
przywitało nas w tym roku licznymi pyłówkami, a my popełnilismy fatalny błąd idąc z buta - końcówka podejscia dała nam mocno popalić!
Jako że mój sezon zimowy jest w był w tym roku bardzo krótki, często obejmowałam lodowe prowadzenie, co skutkowało niestety zawrotnie
powolnym czasem wspinania i tak to nie udało sie zrobić Pilone Centrale. Ale i tak było warto! Dwa dni po ostatnim wspinie leżałam
już na stole operacyjnym, gdzie ulepszano mi bioderko. Teraz czeka mnie dłuższa przerwa, na szczęscie... sezon zimowy 2013/2014 bardzo kuleje;)
Pierwszy łikend po powrocie z Kanady zapowiadał sie słonecznie, szkoda tylko, że w Austrii wszystko się zabieliło... Chcąc zrobić
jeszcze jakąs dróżkę na zakończenie sezonu obralismy kierunek południowy czyli... Dolomity! Myslelismy przez mini chwilkę o czyms ambitniejszym,
ale temperatury i bielejące szczyt ostudziły nas troszkę. Więc zakręcilismy się w stronę Selli by wspiąć się na dwie piękne dróżki.
Na pierwszy ogien poszla Via la moto dal Sella na Punta Ciavazes. Dla mnie lekki pionowy szok po Szamoniksie i Squamish... ani tarcia, ani rys!
A siódemka pierwsza dała popalić! Później już było lepiej, jedynie obicie było spitowe, ale bynajmniej nie sportowe. A friendy
siadały najbardziej na szpejarce. Ale droga bardzo ładna, kluczowy wyciąg wyceniony na 7-/A0, Adam zawalczył i o włos nie zrobił
Ale prawie robi różnicę;) Następnego dnia zrobilismy Delenda Carthago na pierwszej turni - po prostu genialna droga, obowiązkowa dla każdego!
A i obicie juź teź bardzo przyjemne. Generalnie: troszkę się moje zdanie o wspinaniu w Dolomitach na plus zmieniło... Bo widokowo
to Dolomity są w czołówce!:)
Podstawą fajnych wspinów są fajne miejscówy, spręż i moc a przede wszystkim czas i kasa na to wszystko. Wiadomo, że nie można mieć wszystkiego, ale jesli się pokombinuje...
To w ramach wyjazdów slużbowych za wielką wodę znajdzie się tydzień wolnego na rysowe wspinanie w Squamisch.
Tak to 'przypadkowo' udało się nam z Iloną zgadać nasze pracownicze obowiązki, żeby na pierwszy tydzień wrzesnia wylądować w Vancouver i z miejsca ruszyć do granitowego raju, położonego tylko 80 km na północ.
Ja całkiem nieuzasadnienie zakładałam, że po 2 tygodniowym pobycie w Szamoniksie będę jakos bardziej rozwspinana w rysach. Nic bardziej błędnego! Niemniej nasze łapki przyzwyczaiły się w miarę szybko do klinowania,
o wiele gorzej było ze stopami, w szczególnosci w fingercrackach. Wspin w Squamish jest chyba przyjaźniejszy niż ten w Yoskach,
na pewno jest lepsze tarcie. Dzięki temu osiągnęłysmy zaoceanskie szczyty, Jelon robiąc cyfrę wyjazdu 5.11b, ja skromnie pozostając przy 10c.
Kolejnym szczytem był Chiefx2, po raz pierwszy przez scianę Aperona (Calculus Crack ze startem na wprost) i końcówką Squamish Buttres (straszne korki!), drugim razem robiąc Angels Crest.
Po tych dróżkach zrozumiałam, dlaczego Ciesioł wspomnial cos o kwietniku w scianie, choć ja bym raczej powiedziała, że wspinaczka zawiera tu często elementy hikingu;)
Nie zmienia to faktu, że wspin pomiędzy lesnymi odcinkami jest naprawdę fajny. A następnym razem trza będzie na Grand Wall uderzyć, wtedy już nie będzie zielono. Udało się też
niezadługą ale bardzo estetyczną dróżkę załoić Bulletheads, przy czym uważam, że Ilona zaliczyła tam wyczyn wyjazdu, komin za 10b!!Graty:)
Generalnie, klinowania można się tam naprawdę nauczyć, w szczególnosci w "ogródkach skalnych na własnej" i choć okolica ma pewne estetyczne braki (zaraz obok kempu autostrada+trakcja elektryczna), to jakosć wspinania jest naprawdę fajna
a i ludzie bardzo sympatyczni. Ja bym tam z chęcia wróciła coby w końcu jakąs cyfre zrobić;) Aha, kolejny tydyień spędyiłam w Wiktorii, zajmując się prawdziwym celem wyjazdu-konferencją. Też było fajnie;) Podziękowania dla Oli i Dominika!:) Do obejrzenia
FOTY!
magda
Chamonix-bez szału-2013
08.2013
W tym roku wakacje jakos bez szału, ale wyjazd do Cham zawsze oznacza super wspin. Wyjechalismy ekipa
Klimaskową+Jelon+ja+Bartkowy łokieć XXXL, mega dużo żarcia, które i tak było racjonowane (w szczególnosci Kasztanki...).
Później dojechał jeszcze Adam. Pogoda w tym roku niesamowita, my chowalismy się początkowo przed słońcem na Igłach
Północnych. Na rozgrzewke Klejnoty Prezydenta - gdzie ja mialam wspinać sie max po VI - zakończyły się wbiciem w ostatni
wyciąg Margaret Tatcher za 6c, moja ostrą walką (w pełnej nieswiadomosci trunosci), lotem i pięknym klinem kolanka Ilony,
które rozwiazało problem. Off-width na deser to już była pestka. Potem był Mailon, piękna droga z rzeskimi VI, pięknym 1.
kluczowym wyciągiem i 2. kluczowym, gdzie trzeba w prawo, w prawo...(tylko nie wiadomo jak daleko). Były niestety i
przygody, raki prosimy obowiązkowo zakładać na podejsciach!! I może ktos znajdzie pod zachodnią Żandarma okulary Bartka??
Pogoda choć nieidealna trzymała, dziewczyny załoiły Ticketa,
my z Adamem przenieslismy sie na Valle Blanche, moje plecy znów dały dupy, ale udało sie spróbować trudnosci za 6c na
Contaminie na Midi, zrobić pięknego Gervasuttiego na Adolphie Rey i Contamina na Lachenal. Bez szału, ale piękne skalne
wspinanie. Potem już dosć było tej lampy w Szamoniksie, więc ruszylismy do Szwajcarii na wakacyjny wspin w granicie na
południe od tunelu Gotthard (Ticino). Bardzo ładny granit, w miarę dobrze obity, ale najlepsze drogi to tak od 6c się
zaczynają. Reszta ekipy trochę została jeszcze na tydzień i przyszalała, filar Gervasuttiego maja już z głowy! Aha a tak w ogole moj glowny cel wyjazdu to byl Cordier...jeszcze tam wroce!! FOTY
magda
Bad Gastein, czyli lodowy raj:)
02.2013
W lutym dwa łikendy udało nam się spędzić w lodowej mekkce Austrii, czyli Bad Gastein:) Któż z lodowych wspinaczy nie słyszał
o prawie 300 metrowym Mordorze? Każdy chciałby mieć ten lód w swoim wykazie przejść:) Madzię ciągnęło już
tam od dawna, dla mnie to miała być druga wizyta na tym zamarzniętym wodospadzie. Pierwszy wyjazd rozpoczęliśmy od
czegoś krótszego, Seidenraupe, na lewo od Mordora, rzeadko się tworzy, bardzo ładny lód, jednak dosyć wymagający, zwłaszcza
że wspinaliśmy się przy ok -15stopniach, z wiatrem i pyłówkami jako towarzyszami:) to miała być tylko rozgrzewka, ale nas
zmęczyło jak cholera... Następny dzień miał być na mordorze, jednak moje przeziębienie zaprowadziło mnie do łóżka:) A magdę
na skitury. Ale co się odwlecze... 2 tygodnie później jesteśmy znowu w Eisarenie, dużo czechów przed nami, jednak część
wbija się w superveisora. Chwilę przed nami Mordorem zaczyna się wspinać trójkowy zespół słowacki. Prowadzący nie śpieszy się,
ale jest na tyle szeroko, że Magda uderza równolegle. Za chwilę słychać: "Ondra, bo Cię zaraz baba przegoni:)" No i przegoniła...
W między czasie pojawił się jeszcze jeden osobnik z liną na plecach, i po prostu zaczął się wspinać. Magda z Ondrą jeszcze nie doszli do pierwszego stanowiska, o on był już
w połowie:) Nic dodać nic ująć... Nam trochę dłużej to zajęło, ale udało się, częściowo w słońcu i znowu w pyłówkach dotarliśmy
do końca, przyczym Magda pozwoliła mi tylko 2 wyciągi poprowadzić... Następny dzień prognozy kiepskie, idziemy na skitury. Początkowo
idzie nam całkiem dobrze, jednak na górze huraganowy wiatr zmusza nas do odwrotu jakieś 200m przed szczytem. Zjazd w puchu, na parkingu jesteśmy koło 13tej.
Hmm, co by tu jeszcze zrobić, może jakiś mały lodzik znajdziemy... Znaleźliźmy na początku doliny, Ruinenorgel. Wygląda mało zachęcająco,
ale wspinanie okazuje się czytą przyjemnością. Dwa wyciągi super wspinu lodowego na zakończenie dnia:) Miodzio!
Przekonajcie się sami! FOTY
adam
Südtirol, czyli ten słoneczny włoski Tyrol
02.2013
Mnie ciągnęło na Mordora, ale Adam podjął jedyną słuszną decyzję i zarządził wycieczkę do włoskiej częsci Tyrolu / Alto Adige, Südtirol.
Noclegi okazują się tam podejrzanie tanie 40/50 jurków za pokój z kuchnią to w porównaniu z Austrią lux. W Toblach/Dobiacco
jestesmy późnym wieczorem, zaraz z rańca następnego dnia uderzamy do Reintal, zrobić wizje lokalną i cos zadziabać,
Dziabanie bardzo fajne na Franzesko (ca. 170m, WI5), buła się zgina;) Na deser krótki objazd wgłąb doliny - jest tu po co wracać!
Wieczorem brak decyzji o jutrze, więc dopiero rano przy sniadaniu Adam podejmuje kolejną słuszną decyzję: Sottoguda!
Tutejszy rejon-klasyk, do którego tylko kręte drogi wiodą, ale za to nie ma podejscia a lodów pod dostatkiem. Piękny wąwozik,
w którym zaliczamy dwa fajne wspiny, na Cathedrale i Excaliburze. Ach możnaby tu zostać dłużej! Trochę wymęczeni restujemy
kolejnego dnia na skiturze w Pragsertal, zaliczając piękne widoki na Großer Jaufen. Zjazdy były już mniej bajkowe, puch się gdzies dobrze zakamuflował.
Ale nie może być idealnie. Następnego dnia, pobudka o 6, po 7 startujemy don Travenanzestal. I bynajmniej nie jestesmy sami.
Nic dziwnego, podobno w tej dolinie pachnie Kanadą!;) Całe szczęscie w dolinie lodów wystarczająco dla każdego, niektórzy zadawalają się również formami małymi-ciulowymi.
Zaliczamy jakies warianty Sogno Canadese - lód tak pięknie wylany,że można isć gdzie tylko dusza zapragnie. Ja tego dnia osiągam swoje wyżyny, Adam raczej pozuje do zdjęć,
jest mega fajnie, gdyby nie anty-dryowa lina... Zaczyna sypać, idealny warun na powrót do domu. Ach to piękne południe...trza tam szybko wracać!!!
Przekonajcie się sami! FOTY
magda
Grudzien 2012 i poczatek stycznia 2013
01.2013
U nas caly czas cos sie dziej, ale jakos nie udaje nam sie zamieszczac wpisow regularnie, (niestety) dlatego chyba od teraz bedziemy
wrzucac hurtowo:) zaczynamy od przelomu grudnia i stycznia. Najpierw bylismy niedaleko Grossglocknera na skiturach (Schwarzkopf)
i tam tez rozpoczelismy sezon lodowy. Potem byly narty w naszym ulubionym Obertauern. Magda na skiturach jeszcze w miedzyczasie byla, ale bez swojego
kochanego meza. W sylwestra impreza byla udana ale nie za dluga, tak ze w Nowy Rok moglismy sie wspiac na lodzik Aluhol w Maltatal.
A potem bylem jeszcze na kursie skiturowo-lawinowym w ramach kursu na przewodnika IVBV. Caly tydzien bawilismy w Planneralm,
gdzie poznawalismy tajniki roznego rodzaju sniegu, profili sniegowych i warstw wystepujacych w pokrywie snieznej:) dowiedzialem sie
tez duzo o lawinach. Duzo informacji, ktore uzmyslawiaja tylko, jakim zagrozeniem moze byc bialy puch. Ale dzieki wiedzy i
zdobywaniu doswiadczenia bedziemy mogli sie bezpiecznie poruszac w Gorach w zimowej szacie:) . Zapraszamy do obejrzenia fotek .Nastepna porcja hurtowych wpisow juz niebawem:)
adam
Tury 2012 - Part II
2012
W sumie sezon skiturowy 2012/2013 już zaczęlismy i to nawet w bardzo dobrym stylu, ale w ramach większego zmotywowania do tegorocznego sezonu
wrzucamy jeszcze kilka zdjęć z zeszłorocznych tur - były naprawdę fantastyczne!!! Trochę się tych zdjęć nazbierało, ale moźe niektórzy
będą mieć cierpliwosć obejrzeć je do końca. Zapraszamy na powder show i z niecierpliwoscią
czekamy na ciąg dalszy białego szaleństwa
magda
Hochalmspitze 3360m
18.11.2012
Zanim doczekamy sie az Magda cos naskrobie na temat naszego wyjazdu do Indii, zamieszczam kilka fotek z otwarcia sezonu zimowego
na Hochalmspitze. Kuluar nazywal sie Gussenbauerrinne, nachylenie do 60 stopni, czyli nie za duzo, ale na rozruszanie ok. Byl to raczej trening kondycyjny:)
No i zimno bylo barrrdzo... Foty jak zwykle w galerii.
Troche cichawo tu u nas ostatnio, co robic, czasu coraz mniej a lepiej spedzac go w skalach/gorach. Ale szybka wrzuta przed kolejna cisza.
A wrzucic jest co: z niby zwyklego wyjazdu do Szamoniksa udalo sie zaliczyc niejaki filar F., ktory przesladowal kolezanke Magde od 2 lat bardzo mocno! Co wiecej obylo sie bez liofow!
Generalnie na 6 dni zrobilismy 5 drog, daloby sie wiecej, no ale ciency jestesmy. Towarzystwo uplywalo doborowo rowniez w trojkowym zespole, Cezary szkolil sie u najlepszego z prawie-Bergführerow (taka jest oficjalna wersja! nie na odwrot!).
Cele alpejskie zrealizowane, cyfra tez padla, rozwspinac sie udalo i w ogole chlopaki loja dalej! Lampa trwa, a wiec na Szamoniowo uderzac!
Co my zrobili?
Jakas drozke, 8 wyciagow dochodzi do grani Motyli, dobra na pol dnia
Filar F. w czasie przyzwoitym!
Napoleona-Nabot Leona - tylko 6- i 8 wyciagow, ale jakosc Igiel Poludniowych, polecamy!
Contamina na Zandarmie, b. ladne, ale nie super (Adam cos marudzil)
No i Bilecik, gdzie padla cyfra Cezarego a ja juz mialam dosc slabow! Za to ostatni rysowy wyciag jest mega super!
Fotek trochu jest w galerii
magda
Chamonix 2012
03. 2012
To już chyba tradycja, że zimą do Chamonix jedziemy tylko na kilka dni, robimy dwie drogi i szybko wracamy:) Tym razem było to
5 dni łącznie z podróżą. Zaliczyliśmy m.in.:
- 2 wspinaczki (w tym jedna tylko do końca trudności): Fil a Plomb na Rogon du Plan i Frendo Ravanel na Aiguille Carre,
-jedno spóżnienie na ostatnią kolejkę na Midi;
-jeden koszmarnie drogi nocleg w Cosmiqu;
-jeden całkiem tani nocleg w Argentiere u starych hipisów:)
-jeden wycof z pod kolejki na Grands Montets;
-zapomniane harszle:(
-jeden wycof na skiturach
-dwa zaczernione paznokcie u Magdy:(
Wprawdzie zimy jeszcze nie koniec, ale era powdera chyba już minęła:-( Ale nie ma co narzekać, śniegu było po pachy - dosłownie!
Dziabanie bardzo na tym ucierpiało, ale cóż trza brać to, co jest pod ręką a w tym roku były - i są jeszcze wymarzone warunki dla tych
co lubią deski dwie - albo i jedną;) Co tu dużo gadać, lepiej fotki pooglądać. Wspinaczy, praszamy, sezon lodowy pod zdecydowana psią budą,
zdjęcia wspinowe przyjdą może późną wiosną;)
magda
Sezon turowy 2010/2011
jesień 2011
Dla tych spragnionych zimy, turów, dla tych co szukajá motywacji i inspiracji na ten rok - kilka wspomnien z poprzedniego sezonu turowego.
Tegoroczny sezon narciarski juz na dobre rozpoczéty, teraz czekamy na turowy. I lodowy! Oby jak najkrócej czekania!
Zdjecia
magda
Yosemite 2011
jesień 2011
Z tysiąca zdjęć udało wybrać się kilka ciekawszych, zapraszamy do obejrzenia do galerii
części I i
części II!.
A jak było? Można przeczytać
tutaj!
magda
Lato 2011
06.2011
Lato w tym roku było zdecydowanie nieletnie, przynajmniej lipcowa porą. W sierpniu nadeszły słoneczniejsze czasy, niestety rzadko w łikendy, ale choć częściowo udało się nam je wykorzystać.
Zamieszczamy kilka fotek, co dokładnie zrobiliśmy może późną jesienią uda się zaktualizować, teraz czas na pakowanie i wakacje za wielką wodą!:D
magda
Zocca w Boże Ciało
06.2011
W tak piękne deszczowe łikendy jakie serwuje nam tegoroczny lipiec można znaleźć dużo czasu na przesortowanie zdjęć...
Także w galerii
trochę fotek z naszego wyjazdu do Mello, gdzie udało się nam zrobić 2,5 drogi - nie wszystko zawsze idzie zgodnie z planem;)
Ale Val di Mello i okolice są tak urokliwe, że samo przebywanie tam jest warte grzechu;) Miłego oglądania i... nie traćcie nadzie, słońce musi kiedyś znowu nas polubić!
magda
Łikend w Gesause
9-10.07.2011
W końcu pogoda trochę dopisała i można było się wybrać w Gesause. Sobota - lampa, 30 stopni a my na południowej ścianie, bo północne płyną po nocnej zlewie.
Zanleźliśmy się na Festkogel, uderzyliśmy ambitnie na Licht und Schatten, ale rajbungowe 8- nas przerosło, więc szybka zmiana na Dreierradl.
Bardzo ładna droga, w trudnościach (7/7-) obita, reszta dużo na własnej-choć krótka (250m) super dróżka! Wieczorkiem dociera do nas ekipa z Hollentalu: zyli Gora Jancio i Kuba z Aga.
Nastepnego dnia wypad na Kailbling, coby pokazać niektórym,ze Gesause nie takie zawsze straszne, ale na pewno duuuuuzo ladniejsz od Hollentalu!
Razem z Agą i Kubą wybieramy się na Blue Light (7), Góra z Janciem na Sudgrat. Po pewnym czasie;) spotykamy sie wszyscy na szczycie.
Dzien zdecydowanie należał do przyjemnosciowych, gdyby niektórzy nie musieli wracac 700 km do Polski...
Super było i do następnego!
Zdjęcia galerii
magda
Sokoły czerwcowe
2-5.06.2011
W Austrii w tym roku w czerwcu długich łikendów co niemiara, w pierwszy z nich: wypad w Sokoliki. Miało być już górskie wspinanie,
ale, że pogoda nie dopisała wybór padł na granitowe skałki. I ten wybór był najlepszy z możliwych, oboje jesteśmy wciaż pod wrażeniem tych skałek,
gdzie można odrobić lekcje ze wspinania na własnej i w rysach. Powinniśmy te lekcje zacząć dużo wcześniej! W czwartek i piątek
wspinanie urozmaicało kilkanaście grup kursantów, na łikend zjechała się wesoła ekipa:D
Były wzloty i upadki, a nawet rozgwiazdy, był i łojant Pimpuś no i wyj.. dróżki. Zdjęcia w galerii
magda
Szamoniks marcowy
22-26.03.2001
Czyli 4 dni w dolinie Argentiere (w tytule Szamoniowo-tytul musi chwytac!;) Juz sie wydawalo,ze praca, pogoda, sprez i wiosny
krzyk zagluszy nasza pierwotna mysl o Alpach zimowych, Wielkich Przejsciach, alpejskiej opaleniznie i wakacji od prysznica.
Niebiosa byly tym razem przychylne, wytapetowaly sie na blekit na kolejne 6 dni, z ktorych 4 moglismy spedzic w gorach.
Przebieg akcji: dojazd do Argentiere we wtorek, popoludniem dojscie z plecorami do schronu (ten Adam bierze zdecydowanie za duzo kosmetykow!)
i z ranca - uderzamy! Goscinne przyjecie przez Freda w schronie z radosnym kurwa mac na ustach - czegoz mozna chciec wiecej?
Dodatkowo info: Petit Viking powinien byc ok! Wiec o 5 z rana wymarsz. Ok 7 pod sciana, ok po 9 - udalo sie pokonac szczeline!
Czujny mixtowy starcik, szczesciem jakis haczur byl. Adam zamieszal, a potem juz bylo tylko smiganie! Lod miodzio, wszystko tak siadalo, ze az nie wychodzilo - np. koncowka mojego ostrza.
Nic nie przeszkadzalo w napieraniu az do granicy slonca i luzackich kamieni. Ok 60m przed grania doszlismy do wniosku,ze nie warto ryzykowac
ew. latajacych telewizorow, wiec odwrot. troche szkoda, a troche nie, bo wrocilismy cali i zdrowi ino pozno.
Dzien kolejny, z intensywnym porankiem, o 7 pobudka, w schronie nie ma spania w lampe! Wyruszamy wiec na tury: przelecz Col du Tour Noir, ca. 3500 npm,
ja oczyswiscie zdycham, ale zjazdy fajne sa. Niektorzy sezon skalny juz rozpoczeli! Popoludniem - wyzerka, w sumie 3 liofy, w tym jeden przeterminowany+
decyzja:jutro Deska Szwajcarska na Les Courtes. Powinna byc przedeptana i w ogole.
Pobudka: 2:30. Od 0:30 latam do kibla.
Herbata na sniadanie, podejscie pod sciane, tornado w zoladku. Decyzje: w gore czy w dol podejmuje w myslach, nie mowiac Adamowi,
ze ten dzien "pojade" na czysto. Znow szczelina i wspin w pionowych sniegach, potem juz coraz lepiej. Troche lodu, na ktorym po kolei sruby tepimy - plytko!!
Asekuracja czesciowo rzadka, czesciowo iluzoryczna, wiec duzo idziemy z lotna. Szwajcarski team (z kobitka!) nas dogania, ich asekuracja
to w ogole jakas fatamorgana. Ale razem wychodzimy mega granka i szczytujemy - cos kolo 14. Potem jeszcze 800m zejscia, 600 przy ok 55stopniach nachylenia, twarza do sciany-miodzio!
W schronie nagroda-piffko! I wypas kolacja-mam mega wstret na liofy!
Dzien ostatni- budzi znow lampa!Co tu robic?No to tury na lajcie - Argentiere (3900 npm), poczatkowo, trzymam dobre tempo,ale widocznie 3700
to jakas ukryta granica, koniec widocznosci, zaczyna sypac, a Magda zdycha. Udalo sie do szczytu dozdychac, potem jeszcze przy zjezdzie - podobno
w ilosci upadkow dorownywalam Gorze!;)
No i jakos w schronie tak fajnie bylo,ze postanowilismy zostac na jeszcze jedna nocke: Fred i blondynkowy Aniolek sa po prostu za fajni, zeby stamtad zmykac!;)
Rankiem-odjazd niestety, szczesciem pogoda sie pieprzyla!
Zrobilo sie (I,II...ogolna trudnosc,3,4..nachylenie):
z dziabami
Petit Viking (III, 4, 500m) bez dojscia do grani
Deska Szwajcarska(IV, 3, 800m)
na turach
Col du Tour Noir
Argentiere
bez mydla: 5 nocy;)
magda
Lody z wody 2011
zima 2011
Żebyście nie myśleli, że tej zimy tylko na nartach jeździliśmy, zamieszczam trochę
fotek
z naszych lodowych wspinów. A było ich ok siedemnastu plus kilka krótkich, jednowyciągowych, plus dwa wycofy:)
A wspinałem się oczywiście z moją Żoną kochaną, ale kilka razy ją zdradziłem z Hermanem i Sokołem;)
W sumie wyszło około 3km lodów przełojonych... Wszystko zaczęło się w Pitztal na Sylwestra, potem krótka przerwa na wesele:),
a potem Maltatal, Gastein, Felbertauern i na zakończenie Kaunertal w Tyrolu. Można śmiało powiedzieć, że juz w miarę
umiemy się poruszać po zamarzniętych wodospadach. Szkoda tylko, że zima się już skończyła...
adam
Oetztaler Alpen
03.2011
Ósmego marca udało mi się dołączyć do grupy wycieczkowej z Krakowa w Oetztaler Alpen w Austrii. Moja wycieczka zaczęła się
o 4 rano w Vent po około 3 godzinach snu. A że w Vent ciężko znaleźć publiczny parking, zwłaszcza w nocy, wystartowałem dopiero
koło 5tej. I żeby jeszcze tego było mało, to zgubiłem szlak na początku. A Góra mi dzień wcześniej pisała, żebym na 6 30 u nich
w schronie był, gdzie trzeba minimum 3 h iść. Hmm, to przycisnąłem moje narty "do dechy" i w dwie godziny doszedłem na 7 30.
Na szczęście poczekali. Dzięki jeszcze raz! Góra, Jancio i Baster (Forest) byli już 4 dzień w trasie (wg niektórych 3ci), i dzięki temu
od tej pory już spokojniejszym tempem mogłem z nimi kontynuować wędrówkę po niekończących się lodowcach! Zdobyliśmy
Similaun (3606mnpm), potem zjazd i podejście na przełęcz skąd znów zjazd po lodowcu do najdroższego schroniska w tej części
Alp: Bella Vista leżącego na 2845m. Za to w cenie była sauna:) Dzień ten był dla mnie baaaardzo długi i męczący, przez co zapomniałem
zadzwonić do mojej mamy, teściowej i bratowych coby im złożyć życzenia, za co bardzo przepraszam. I przy tej okazji składam im
wszystkim najlepsze życzenia z okazji tegorocznego Dnia Kobiet:)
Następnego dnia był Weisskugel (3739), drugi co do wysokości szczyt Alp Oetztalerskich, z bardzo ekscytującą grańką szczytową
i nie mniej ekscytującym zjazdem:)
Potem trochę się nam pogoda zepsuła na ok 5 godzin:) W drodze do Vernagthuette zaliczyliśmy Guslarspitze (3151). Po dotarciu
do schroniska niektórzy poczłapali jeszcze na Fluchtkogel, a niektórzy uprawiali skituring po Docentowsku:) Czyli opalanie i piwko na werandzie
schroniska:)
Na koniec zdobyliśmy najwyższy szczyt Alp Tyrolskich: Wildspitze (3772), jak się potem okazało, jednak drugi co do wysokości szczyt
Austrii.
A zjazd do Vent to już zupełnie inna historia... przynajmniej dla niektórych... Zdjęcia do obejrzenia
tutaj!
Dzięki jeszcze raz wesołej ekipie za wspólne Skiturowanie.
A na weekend Madzia moja dojechała do mnie i jeszcze się na super lodach powspinaliśmy, ale to już w następnym wpisie:)
Zdjęcia Bastera, czyli Foresta do obejrzenia
tutaj!
adam
Fraganter Schutzhaus - Mölltal
02.2011
Nim dojdziemy do ślubnych zdjęć... To jeszcze trochę wrażeń z fantastycznego łikendu w Karyntii w okolicach Fraganter Hütte.
Jakimś cudem, pomimo śnieżnych susz, w Mölltal ostały się najlepsze puchowe kęski! Wyjazd w piątek, 2-godzinne podejscie i już
jesteśmy w centrum uwagi - taka mała Dominika, a duże pifko wcina! A ratownicy (Bergretterzy;) przy małych kufelkach siedzą!
Z rańca ruszamy na Sadnig, przez mały Sadnig, widoki zapierają dech w piersiach, prócz Bergretterów - górskie pustki!
Zjazdy tak wspaniałe, że decydujemy sie na jeszcze jedno puchowe podejscie! Dominika z Adamem szaleją, Magda trochę ciamajdkuje;)
Wieczorne piffko i kolejnego dnia powtórka - tym razem lądujemy na Makernispitze. W zjezdźie znowu puch po kolana i radocha po uszy!
Co tu pisać - trza spojrzeć na zdjęcia - było genialnie! Okolicę bardzo polecamy! Fraganter Schutzhaus!
PS. W czasach wypasnych cyfrolustrzanek z kilkoma obiektywami nasze zdjecia są prymitywnie amatorskie, ale czasu brak na powazne zajęcie się tematem.
Może piękno okolicy trochę poprawi jakość;)
magda
Mölltalergletscher
01.2011
Cisza i glusza ostatnio na stronie byla, ale byly ku temu i powody - prosze spojrzec na glowne zdjecie!:)
Ale teraz juz po wszystkim, emocje opadly, da sie juz spac i w koncu mozna spokojnie zajac sie zimowymi sportami!;)
Na poczatek kilka fotek z naszego poslubnego likendu w Karyntii na Mölltalergletscher. Na zdjecia weselne trzeba bedzie jeszcze poczekac,
wiec na razie prosimy zadowolic sie
tym!
magda
Szamoniks 2010 - obóz Zółtodziobów
08.2010
No moze nie takie całkiem Zółtodzioby, ale takie troche;) Ale dla wiekszosci (Agi, Kuby i Góry) był to Pierwszy Raz pod Igłami Południowymi. I na Igłach.
Pogoda wyjatkowo sie udała - w sumie 5 dni lampy z mała dosypka sniegu pomiedzy i 40 cm pozegnalna wartwa sniegu.
Takze wspinano sie bez restów, póki palce u stop i rak dawały rade. Po udanym łojeniu nalezał sie odpoczynek,
pluskanie w wodzie,
intensywnie uprawiane zwiedzanie, socjal wieczorny z Aska i Bartkiem, no i próba jakis sportowych osiagniec - czyli walki
w rejonach sportowych koło Cluses i Ardeche.
Ardeche pokonało nas temperaturami i nie onsajtowymi 6a;) No ale jak chciałam na kajaki to mi nie dali!
Ostatnim etapem wyjazdu bylo wspinanie w Presles - w przypadku Agi i Qby oraz wycofy i zwiedzanie kanionow - w
pozostalych przypadkach.
Zdjecia
tym razem w troche innej formie - mam nadzieje,ze sie spodoba:)
Porobiono w najczystszym z mozliwych stylow ;)
Le Marchand de Sable: Aga&Qba, Magda&Ania
Guy-Anne, l'ínsolite:Ania&Magda
Les fleurs du mal:Qba&Aga
Children of the moon:Aga&Qba
Magie d'orient: Aga&Qba, Magda&Ania
Les contes de la folie ordinaire: Aga&Qba, Magda&Ania
Wszystkie drogi polecamy.
magda
Gesäuse rulez!
06.2010
Tegoroczne upały pozwoliły nam w tym roku odkryć urok pobliskich gór - Gesäuse. Odkrywaliśmy przede wszystkim północne ściany,
które tak właściwie okazały się zachodnimi i słońce i tak nas popołudniami swoimi palącymi promyczkami dosiegało.
Te góry są na prawdę fantastyczne, pn-zch pionowy mur skalny, który ciągnie się ok. 2km robi naprawdę duże wrażenie.
Wspinanie w Xeis - jak się na te góry w dialekcie mówi - to w dużej mierze prawdziwa górska przygoda: długie podejścia, skomplikowane zejścia,
obicie też częściowo alpejskie. Oczywiście są też w pełni obite drogi, najtrudniejsze z nich to X-.
W sumie udało nam się zawitać w Gesäuse sześć razy, z jednym wypadem na południową ścianę Festkogla.
Jak na razie udało się przesegregować zdjęcia z drogi Superlux na Festkogel - bardzo ładnej 7- z górskim pętelkowym obiciem i jednym
płytowy runoutem - i z drogi Lindner-Wagner na Peterschartenkopf, prawdziwie górskiej przygody, z ciekawym dojściem, kruchym startem,
dwoma wyciągami w jaskini po stalaktytach i stalagmitach no i kilkoma rysowymi naprawdę ślicznymi wyciągami w górnej części.
Zdjęcia w galerii: Superlux i Lindner-Wagner
magda
Pierwsze "wielkie" wspiny 2010
06.2010
Rehabilitacja się skończyla, lekarz powiedzial, że już zdrowy jestem, więc trzeba bylo to sprawdzić, najlepiej w Górach:) Na początek wybraliśmy się
na Kalbling w Gesouse drogą "Denggfuehre" 7-, 250m. Nawet nie bylo tak źle, tylko Magda prowadzila najtrudniejsze wyciągi. Po kilku dniach
prognozy super, Magda bierze urlop i jedziemy do Wilder Kaiser. Tam mykamy na Vord. Karlspitze Gaudeamuspfeiler 2155 m, droga ABS 7-,340m.
Najtrudniejszy wyciąg, komin 7- prowadzi Magda ok 1h:) Następny dzień reścik nad jeziorkiem. A potem Sonneck i jedna z najpiękniejszych dróg w Kaiser
Sonnenpfeiler, 6+ A0, ok 600m wspinu. Dopiero za trzecim razem udalo nam się prawidlowo wbić w drogę :) (kiepskie topo) ale warto bylo. Jedyna niegdogodność
to wielki upal (chyba 35st w cieniu) ale my caly dzień w slońcu, oj cieplo bylo:) A wczoraj nawet mi się udalo zrobić 8- w skalach:) Więc o zlamaniach w stopie można już chyba powoli zapomnieć,
choć żelastwo w stopie mnie trochę w skalach dociąża:) Do obejrzenia zdjęcia
adam
a to efekty Magdy (poetki) nudów w pracy:
proszę państwa, oto ryś
ryś zna wspin-nie od dziś
razu pewnego pamiętnego
stopę polamal na calego
nie minęly 3 miesiące
już szalalo rysiątko brykające
tu się na skalkach wędzil
na tablicy szpona rozkręcil
i efekt z tego taki
nieboraki
że czerwcowe podboje
zakończyly sie dróg rojem:
3 alpinki -
gdzie ryś stroil srogie minki
na dokladkę OS siedem
i rozbroil...nie VI.1
ino 8 minus smignąl!
to sie chlopakowi poziom dzignąl!;)
Chile: Radości i smutki
czyli 25.01.10-25.02.2010
Minął już kawałek czasu od naszego powrotu, śniegi już stopniały, najlepszy czas na skałki. Niestety-Adam zamiast w skały
wybiera się codziennie na rehabilitację, może jeszcze tydzień i będzie mógł obciążyć stopę? Żeby przypomnieć sobie te dobre wrażenia
z Chile - krótki texcik do poczytania, zdjątka część I i część II do obejrzenia i najważniejsze i najbardziej nowatorskie - FILMY! Director-Adam Ryś:)
Miłego!
Cało, ale nie do końca zdrowo:-( Adam z połamanymi palcami prawej stopy, dokładnie śródstopia. Niestety
dziury w Argentynie nie dość, że mogą być betonowe, na metr głębokie, to jeszcze całkiem niezabezpieczone. Na szczęście nieszczęście
stało się tydzień przed naszym odlotem. Na szczęście odlecieliśmy 2 dni przed trzęsieniem ziemi w Chile...Przygód trochę było,
za niedługo będzie więcej, na razie-zbieramy się do kupy. Adama to nawet ześrubowano!
A JUŻ ZA DNI PARĘ...
czyli 25.01.10
Wylatujemy do COCHAMO!!!! Czyli CHILE czyli Ameryka Południowa czyli maniana, słońce, morza szum, kwiatów śpiew... No i wspin!
I to jaki! Dość powiedzieć, że sam David Lama się tam bujał...Ale takiej ekipy jak my to na bank nie miał!
Będzie wesoło:D Do usłyszenia w marcu!
NOWY ROK 2010!
2009/2010
Powitalismy w... Kanderstegu! Slynnej kryjowce lodowych wyjadaczy:) i to w towarzystwie wysmienitych wyjadaczy!-czyli naszej klubowej ekipy
okraszonej łódzkimi rodzynkami:) Niestety pogoda po czesci zakpila i lodowe wspinanie zmienialo sie czasem w canyonig. Ale,ale!
Adam zawalczyl cyfre w lodzie i dokonal przelomu w swojej lodowe karierze:) Poza tym wieczory upływały nam na upłynianiu
napojów wyskokowych-niejaka osóbka rodem z Jaćwingów pokazała nam jak to się robi;) Poza tym udało się trochę poszusowac
i pociulować - czyli wyjazd mega udany! Oby cały rok taki! Wszystkim wszystkiego jeszcze lepszego na NOWY ROK 2010!!
Zdjecia w
galerii.
Wspiny 2009
2009
Zapraszamy do obejrzenia zdjec z naszych tegorocznych wspinaczek skalnych i gorskich, m.in. na Tre Cimach (Comici) oraz w Dachsteinie.
Zdjecia w
galerii.
Relacja z obozu KW Kraków - Mello
lipiec 2009
Zapraszamy do przeczytania relacji autorstwa Pawła Mielnikowa z naszego klubowego wyjazdu wspinaczkowego w Val di Mello!
Relacja
Łikendowe Chamonix
sierpien 2009
Ten sezon letni nie do końca przebiegł po naszej myśli - głównie z powodów czasowych - musieliśmy się streszczać z naszymi
planami w łikendy. Ale się udało 2 razy zawitać w Chamonix:) Za pierwszym razem:lampa przez 3dni! Co robić? Co z naszym Walkerem?
Hm...podobno dużo śniegu w ścianie, a ja/Magda/ coś kondycyjnie nie bardzo. Więc: Anouk! Dróżka zacna, długa(780m), trudności trzymają(6b+) i...im wyżej tym ładniej!
Zjazdy ciemkiem, no i potem szczelinowy labirynt...12h w ścianie,24 od schronu do schronu. Zdjątka do obejrzenia tutaj. 2 tygodnie później znów Cham, warunki na Jorassach idealne,
kondycja jest, Walker czeka! Tylko z drugiej strony czeka też zasadzka,: lodowiec zejściowy się chwieje, oficjalny zakaz poruszania się w tym terenie.
Więc obieramy słoneczny kierunek południowych igieł, gdzie łoimy 850metrowa Le soleil a rendez-vous avec la lune.
I gdyby nie to, że na końcowych wyciągach topo było niedokładne i zrobiliśmy własny wariant;), gdyby nie zahaczająca się o wszystko lina
to by nam całkiem sprawnie poszło;) Drózka pikna, w połowie ubezpieczona, 2.połowa raczej na własnej. Drugiego dnia trochę na siłę
wbijamy się w La Piege, Adam w pięknym stylu pokonuje rysę startową no i 2 ostatnie wyciągi(po trudnościach) kradnie nam deszcz.
Zdjątka można obejrzeć w galerii.
Krótko było, ale i tak zajebiaszczo:)
Morze granitu - Mello 2009
czerwiec-lipiec 2009
Jakoś długo była cisza, ale tak to jest, jak się pracuje przy kompie to już w czasie wolnym nie da się na niego patrzeć. Lato już
cichutko chyli się ku końcowi, a tu fotki z początku czerwca! Lepiej późno niż wcale:) Mello odwiedziliśmy 2 razy w czerwcu, łikendowo:
za 1. razem udało się zrobić Oceano Irrazionale (poezja!), za 2. zwiedziliśmy zaciszną dolinę Val del Ferro (droga La Rossa) i zaśnieżoną Zocce (płytowe Top Ten).
Impresje wczesnoletnie do obejrzenia tutaj. No, a później narażałam
moją kobiecą wrażliwość na grubiańskość męskich bestii...;) Oczywiście bawiliśmy się wypaśnie - bo był to Obóz KW Kraków,
pt. "Królewna Śnieżka i 7 Krasnoludków";) Razem z moim hradokowym partnerem Pawłem W. ćwiczyliśmy psychę i łydy, ogólnie
fajne dróżki pomimo fatalnej pogody udało się zrobić:) Coby oddać klimat zapraszam do galerii! No i za tydzień może znowu do Mello?:)
Nowe odkrycie w Austrii - Ennstal
kwiecień 2009
Jako że w tym roku postanowiliśmy trochę "podładować" a nie smykać się po górach, na wiosnę zaczęło się szukanie fajnych rejonów skałkowych w Austrii.
Wiem, że niektórzy zadowolili by się Adlitz na całą wiosnę,ale my mamy jakieś niezaspokojone potrzeby nowości. Tak więc...padło na górną część doliny Ennstal, położoną ok. 70 km na południe od Linzu,
z rozsianym po zielonych pagórkach ogródkami skalnymi.
Internetowe topo trochę się do tego przyczyniło, poza tym wspinanie jest naprawdę bajkowe.
W szczególności Laussa nas oczarowała, swoimi skalnymi formami i lekkim przewieszeniem. Poza tym północna wystawa + basen w pobliżu czynią to miejsce
idealnym na letnie dni. Sauzahn to fajne dziurki i ładne widoki, Nixloch to... mnóstwo
wspinu, długie drogi, i mocne wyceny. Poza tym jest jeszcze masa mniejszych rejonów, jednak w większości "za wysokie to progi na nasze małe...buły";)
W ramach zwiedzania dalszych okolic zawitaliśmy na krótko w Traunstein: mało znany ogródek skalny, super wspin! Dolina Ennstal jest napawdę urokliwa,
dużo różnorodnego wspinu, nietypowego jak na Austrię, zazwyczaj "przyjaznego dzieciom":-)Co do noclegów - nic na dziko,
trzeba coś wyszukaćPolecamy rejon i galerię!
Ostatni powiew zimy:)
styczeń 2009
By lepiej znosić codzienne upały wrzucam kilka baaaardzo zaległych zimowych zdjątek:) Obie galerie mają styczniową datę: dzięki dobrym
warunkom, bytności Agi i Kuby w Grazu udało się nam zrobić dwie bardzo fajne tury. Pierwsza to Lugauer w Gesause, już od zeszłego roku w planach,
tym razem (dopiero za 2. podejściem;) zobyty! Kolejne turowe marzenie spełnione:) Podejście dało w kość... Drugi cel sponatniczny i super trafiony: Hochalmspitze
w Karyntii, start w Maltatal, ponad 2 km przewyższenia, udaje się w jeden dzień, pierwszy turowy 3-tysięcznik zaliczony! Super było!
Zdjątka autorstwa Agi, Kuby i mojego z Lugauera i Hochalmpsitze w galerii!
Alpy zimą w pigułce
07-15.02.2009
Aż trudno uwierzyć, ale udało nam się w Alpy wyskoczyć! Co prawda na 3 dni, ale 2 dróżki udało się załoic;) Więcej do poczytania
tutaj
a do pooglądania
tutaj
Obóz w Moku
07-15.02.2009
Zapraszam do obejrzenia zdjęć z obozu polsko-słoweńskeigo w Morskim Oku, w którym miałem przyjemność uczestniczyć.
Niestety pogoda przez cały tydzień była delikatnie mówiąc kiepska, dlatego wspinaliśmy się tylko na małych ścianach Kotła Kazalnicy,
Czołówki Mięgusza i Buli pod Bandziochem:( adam
Zdjęcia w
galerii
Austriackie Zmrzliny
styczeń 2009
Nowy roczek hojnie sypał i śniegiem i doprawiał mrozem. Wynagrodził przebidowaną zeszłoroczną zimę i nic tylko trza by z tego korzystać. Ale jak, jeśli się mój
chłop smyka po tatrzańskich ścianach..? Szczęściem Aga z Kubą mnie poratowali i zaliczyliśmy piękne tury - zdjęcia będą później! W końcu
się Adamowi o mnie przypomniało, wyzdrowiało i można się było na lodowe smakołyki wybrać. Na rozwspin wybraliśmy nasze okolice: Ennstal i Phyrn Molln.
Rozgrzewkowy Strechen-Atlantis (100m, WI 4-), wydał się b. łatwy, w wąwozie niedaleko Hengstpass (Park Narodowy Kalkalpen), wszystko było bardziej pionowe.
W niedzielę zrobiliśmy Rechter Zwerg (rejon Ramsau), 110m WI 3-4, Linker też wyglądał smakowicie, a już pobliski Scharfzahn zaostrzył nam smaki na podładowanie łydek;) W każdym razie rejon godny polecenia dla tych, którzy szukają trudności do WI6-.
Przed kolejną ucieczką mojego partnera wybraliśmy się w Gesause, na lód, który wpadł mi w oko podczas turów. Niestety Złośnik-Fen znów postanowił się z Mrozem przekomarzać i po 1,5 godzinie
walki z breją, zalani słoną cieczą stanęliśmy przed czymś co było ok. 200metrową
mieszanką wody, lodu i śniegu. W sumie-pod względem chemicznym się te rzeczy nie bardzo różniły, pod względem wspinaczkowym owszem...;)
W każdym razie Adamowi za bardzo się liny nie chciało rozwijać, dopiero przed ostatnimi 20 metrami się zreflektował;) Miejmy nadzieję, że
zmrzliny jeszcze tego roku będą!
Zdjęcia w
galerii
Orzeł z Epiru
17-18.01.2009
Kolejny łikend w Tatrach. Z Bartkiem i Hermanem spróbowaliśmy, a dokładnie Bartek spróbował wspiąć się pierwszym wyciągiem
drogi Hobrzańskiego na Kotle Kazalnicy, jednak po małym lociku zrezygnowaliśmy z tej drogi. Poszliśmy na Orła z Epiru. Wkosiliśmy go
wspólnymi siłami. Droga ciekawa, choć pierwszy wyciąg nie grzeszy urodą...
W niedzielę pogoda się trochę zepsuła i wyladowaliśmy z Bartkiem na Buli:) Moje pierwsze wejście na ten "szczyt":)
Zdjęcia w
galerii
Filar MSW w stylu "biwakowo-rekreacyjnym"
09-12.01.2009
Wkońcu, po dwóch latach znowu udało nam się umówic na wspin, dwa Adamy w Moku, zimą. I co tu robić?
Na początek idziemy na Kocioł Kazalnicy, "Cień Wielkiej Góry". Na podejściu oglądamy sobie filar Mięguszowieckiego Szczytu Wielkiego,
ten komin nie wygląda tak strasznie:) Cień robimy w ok 3h, 1 wyciąg bardzo fajny, potem łatwo. Adam Z. szybko sobie przypomina
jak się macha dziabkami:) Wieczorem, przy mocnym trunku decydujemy: idziemy na FILAR na 2 dni! Następnego dnia, o 8 30
, z ciężkimi worami startujemy. Już 1 wyciąg okazuje się wymagający, potem Wielki Komin, jest się po czym powspinać,trochę śniegu jest, trzeba czyścić,
ok 14 jesteśmy nad trudnościami. To teraz łatwo do siodełka... Niestety złe warunki śniegowe nie pozwoliły nam na szybkie
przejście tej części Filara. Dopiero ok 20tej, wykończeni torowaniem docieramy do miejsca biwakowego!! a miało być 3h.
Chyba jutro nie będziemy mieli sił na drugą część Filara.
Nocka minęła szybciudko, zachód księżyca budzi nas o 7 rano:) Zbieramy się powoli i dalej na siodełko. Trochę się rozgrzaliśmy,
szczyt nie wygląda tak daleko, to co? Idziemy dalej? Idziemy! Jeszcze trochę śniegu i dochodzimy pod kopułę szczytową.
Ma być 1 wyciąg V, 1 wyciąg IV a reszta łatwo... I znowu rozczarowanie, robimy 7 wyciągów, każdy wymagający, droga trzyma klasę
do ostatniego wyciągu. O 18tej stajemy na piku:) Teraz można się zacząć martwić zejściem, mówi Adam Z. Byle do Hińczowej.
O 22 30 meldujemy się w schronie. To co, po kielichu? No jasne... 3 rano, flaszka pusta, do spania. Nie mam pojecia, skąd mieliśmy jeszcze
na to siły! koniec!
PS. Dzięki Adam jeszcze raz za wspólne przejście Filara!
Zdjęcia w
galerii
Dolina Mięguszowiecka
27-31.12.2008
Jak to zwykle między Świętami na Nowym Rokiem i w tym roku uderzyliśmy w Tatry Słowackie, tym razem do doliny Mięguszowieckiej.
Plusem tej doliny jest to, że do samego schroniska nad Popradzkim Plesem można dojechać autem.
Oczywiscie ekolodzy mogą się na to oburzac,
zresztą sami jestesmy zazwyczaj przeciwni takim praktykom,
jednak tym razem wykorzystaliśmy tę mozliwość aż 2 razy - ale całkiem uzasadnienie!
Pierwszy raz, po wyjechaniu odemnie z domu w Jasienicy, dotarliśmy do popradzkiego ok godz 10. Dzięki temu, że dojechaliśmy autem do schroniska,
mogliśmy się jeszcze wspiąć tego samego dnia na filar Galfiego na
północno-zachodniej ścianie Tępej. Droga jest łatwa, zajęła nam ok 3h, po zejściu zawiozłem grzecznie auto na dół. Następnego dnia naparliśmy
na galerię Szatana i drogę "Popradska Cesta". Ściana ta nie jest za długa, w linii prostej ok 200m, to jednak zajęła nam cały dzień
i już w świetle czołówek zjechaliśmy ze ściany. Droga wg naszych schematów miała wycenę 5 A0, zrobilismy wszystko klasycznie, na dziabach oczywiście.
Po bardziej dogłębnych poszukiwaniach znaleźliśmy, że Słowacy wyceniaja to na M6-, tylko po co ten minus:)
Następnego dnia rest, a 30 grudnia idziemy na "mohutna ścianę i zacne wspinanie" :) Zadnia baszta i droga Zamkowskiego
(WHP 603).Filar ma wysokość ok 450m, jednak wspinania jest wg naszych wyliczeń ok 600m, trudności "zaledwie" V.
Startujemy skoro świt, noc zastaje nas ponad połową filara, na szczęście już po trudniściach.
Po ok 11 godzinach wspinania docieramy
do szczytu i zaczynamy schodzić na drugą stronę do doliny Młynickiej. W Szczyrbskim Plesie jesteśmy ok 23. Jakoś
nie mamy już
sił na jeszcze ponad godzinny marsz do schroniska, więc wsiadamy w auto i po raz drugi zatruwamy czyste powietrze Tanapu:(
Przygoda była przednia:) Pozdrowienia dla kolegów z Gdańska! W sylwestra nie pozostaje nam nic innego jak tylko
udać się do Polski, do Cichego i oddać
się, w towarzystwie czadowych Starków, szaleństwom sylwestrowym.
SAMYCH NIEZAPOMNIANYCH CHWIL W 2009 DLA WSZYSTKICH!!!
magda i adam
No to zima, że hej! co prawda nie wszędzie i co prawda nierównomiernie -
na zachodzie topią się w śniegu a na wschodzie w deszczu, ale dla dzieln ych dziabaków zawsze się coś znajdzie!
Kilka fotek
z wyjazdu do Kolm-Saigurn, w doline Rauris, gdzie testujemy nowe dziabki, błądzimy w śniegu i zostajemy zaatakowani przez straszne DIABŁY!!!
Kilka widoków z turów w Triebental, gdzie niestety skasowaliśmy sobie trochę narty - trza się nauczyć cierpliwości!
No i "odkryty" przez nas lodzik w Triebental
- być może pierwsze przejście?;) Trudności ok. WI3.
Wycieczka po lodowcu
08-09.11.2008
Miała być północna Glocknera, a skończyło się na wycieczce wokół lodowca Pasterzen, zamkniętych tunelach!! na szlaku
i otwieraniu ich przez policje, eh górskie zwyczaje w austrii
Zdjęcia w
galerii
Jesienne wspinaczki
jesień 2008
No może nie tylko jesienne, bo w ostatni weekend sierpnia wybraliśmy się w Dachstein, by przejść tam dwa klasyki: Ostkante na
Daumling oraz Serpentine na Hocher Dachstein. Zdjęcia
Kolejne już jesienne wspinaczki odbyliśmy w Gesause. Ja (adam) przeszedłem północną ścianę Hochtor drogą Jahn-Zimmer
(ok 1000m wspinania) o niezbyt dużych trudnościach 3+, jednak twardy śnieg w górnych partiach ściany skutecznie utrudnił
mi wycieczkę:) W kolejny Wochenende pojechaliśmy w towarzystwie Agnieszki i Kuby na pd ścianę Festkogel, gdzie przeszliśmy
drogę Steyrerweg, na której Magda pechowo chciała nas wszystkich uratować przenosząc duży głaz na półce, w wyniku czego
coś jej w plecach strzeliło i potem już nie chciała prowadzić...
Zdjęcia
Odwiedzinki u siostry czyli wizyta w Chorwacji
14-16.09.2008
Jako, że siostrzyczka moja aktualnie w Splicie się zabawia - a raczej dzielnie pracuje i oczywiście plażuje;) - złożyliśmy jej małą wizytę. Niestety szczęście nam w tym roku nie dopisuje, bura straszna deszczowe chmury przygnała, więc wyjazd spędzaliśmy głównie na zwiedzaniu zabytkowych miasteczek. Czasem warto!! :) Ale wspinania i morskich kąpieli też nie odpuściliśmy! W okolicach Splitu jest mnóstwo skalnych rejonów, ach byleby następnym razem pogoda była;) Zdjątka z wyjazdu: mało wspinaczowe, ale muszę rodzicom przypomnieć, jak ich córcie wyglądają;)
Kirgizja 2008 - dolina Kara-su i Ak-su
07-08.2008
W tym roku spędziliśmy miesiąc w Kirgizji, wspinając w górach Pamiro-Ałaju, w rejonie Karawszyn. Zwiedziliśmy tam obie wspinaczkowe doliny: Kara-su i Ak-su. Niestety pogoda początkowo nie rozpieszczała, ale i tak udało się zrobić kilka fajnych dróg.
Poza tym...nie tylko wspinaniem człowiek żyje - tamtejsi ludzi i ich życie wywarli na nas duże wrażenie:) I miejmy nadzieję, że to dopiero początek naszych wizyt w Azji:) Zachęcamy do przeczytania relacji z wyjazdu
i obejrzenia zdjęć z Kara-su i Ak-su!
Weekend w Dachstein
21-22.06.2008
Zwyczajem zeszłorocznym zrobiliśmy i w tym sezonie krótki czerwcowy wypad w rejon Dachsteinu. Słonko przypiekało nosy niemiłosiernie, widok snowboardzistów dawał do myślenia: czy to już udar słoneczny? A jednak nie: ze szczytu, po zrobieni drogi ujrzeliśmy lodowiec, wyciągi i "tricki" deskarzy.
To się nazywa maniactwo! Kolejny dzień to Maix Kante - upały i wysokość (?) ostudziły nasze ambitne zapały i zostawiły Serpentine na jesień. Podejście prawdziwie lodowcowe z ciężkim sprzętem, początkowe wyciągi kruche, ale im wyżej, tym lepiej.
Droga ze 100-metrowym mokrym kominem, częściowo obita. O 16 na szczycie, zostaje 1,5 h na dojście do kolejki i...
zapych zjazdowy:-( Ostatni wagonik żegnałam ze łzami w oczach:_(
Ze szczytu zjazdy w kierunku zachodnim z drucianych półkoli!!
Zdjęcia w
galerii
Weekend w Gesouse
31.05-01.06 2008
Jako, że mi się przytrafiła kontuzja palca:( i lekarz zabronił mi się wspinać nie pozostało nam nic innego jak tylko się...
wspinać ale po łatwych drogach. W sobotę wybraliśmy się na prawie 500 metrową Sudostschulter na Kleiner Odstein.
Jedna z najpiękniejszych piątek jakie do tej pory zrobiliśmy. Następnego dnia Festkogel i droga Peterkafure.
Zdjęcia w
galerii
Majówka w Val di Mello
01-06.05.2008
Po nieudanej próbie w Wielkanoc, tym razem byliśmy mądrzejsi i wysłaliśmy maila do Włoch z zapytaniem jakie warunki do wspinanie panują
w Val di Mello. Odpowiedź była krótka: "perfect condition".Tak więc bez dłuższego zastanawiania wsiedliśmy do ciągle nienaprawionego galaxiaka
i kierunek italia:)
Zdjęcia w
galerii
Finale Ligure
05.04.2008
Miały być Alpy, potem zahaczyliśmy o Val di Mello, jezioro Como... Wkońcu wylądowaliśmy nad morzem.
Relacja z wyjazdu Wielkanocnego do Włoch.
Zdjęcia w
galerii
Marcowe Taterki
15-16.03.2008
W końcu w domku! Jak dobrze:) Szybka kawka, sprzątanko, pogaduchy i... telefon do Bartka! Jedziemy? Jasne! Piątek po południu, warunki są super, tylko musimy skonkretyzować cele. W schronisku - wbrew przewidywaniom: tłumy, na niebie wbrew prognozom: chmury. A nasze humory jak zawsze wyśmienite.
Sobotni poranek budzi się w śnieżnej pierzynce, więc kierujemy się na bliski cel: czołówka Mięgusza. Droga: Uchmański-Starek. Po moim pokonaniu ślicznego zaciątka i trawkowych pomykaniach, Bartek przejmuje prowadzenie i...
Co za subtelność i wdzięk! Cierpliwości i spokoju można tylko zazdrościć. Nawet trawersy nie mają szans, droga pada klasycznie, OS.
Szybkie zjazdy i jesteśmy cali i zdrowi. Niestety, nie dla wszystkich był to dobry dzień...
W niedzielę wiatry niespokojne kierują nas na Bulę. Na początek Bruce Lee, w południe wybieramy się na W samo południe. Temperatura powyżej zera, z trawek już kapie. W schronie łydki odmawiają posłuszeństwa. A Bartek za bardzo nic nie poczuł;). Zdjęcia z niedzieli w
galerii
Obóz PZA w Słowenii
08-17.02.2008
Na obóz w Słowenii załapałem się bardzo przypadkowo. Jeden z kolegów w ostatniej chwili zrezygnował, a wszyscy z listy
rezerwowej mieli już inne plany. Tak to pojechałem ja.Pogoda cały tydzień była niewiarygodnie słoneczna, jednak z powodu niesłabnących
mrozów warunki w północnych ścianach nie były rewelacyjne. Wspinaliśmy się dużo lodowo. W tej dyscyplinie
niektórzy z nas mogli się od Słoweńców wiele nauczyć. Wspinaliśmy się też na dużych ścianach Alp Julijskich, ja niestety zaliczyłem dwa wycofy, jednak w ostatni dzień pobytu udało mi się
wraz z czwórką kolegów zrobić łatwą 750 metrową, śnieżną drogę. adam Zdjęcia w
galerii
Feuervogel na Rote Wand
20.01.2008
Jako, że zima się gdzieś zagubiła i temperatury w Austrii oscylują w okolicach 8-12 stopni, odłożyliśmy dziaby w kąt i
wybraliśmy się w skałki. W sobotę zwiedziliśmy niewielki rejon Hierzmannsperre, niedaleko Koflach.
Całkiem ciekawe i przewieszone wspinanie w ryskach i po krawądkach.
W niedzielę ruszyliśmy w poszukiwaniu słońca na południowej ścianie Rote Wand.
Słonka dużo nie było za to znaleźliśmy ognisto-czerwone zacięcie o wdzięcznej nazwie Feuervogel.
Niedługie, nietrudne a ładne:)
Gdzieś pod koniec drogi śmignął koło nas solista - nawet nie fatygował się, by założyć kask!
No cóż...cienkie z nas Bolki, ale ostrożne prznajmniej;) Tak to mija zima w Austrii. Zdjęcia w
galerii
Lodowy kanioning w Maltatal
12.01.2008
W sobotę 11.01.2008 wybraliśmy się do doliny Malta w Karyntii. Pogoda była daleka od zimowej, cały dzień padał deszcz, temperatura na małym plusie,
większość lodów topiła się. W planach bło rozwspinanie się na jakimś krótkim lodziku. Padło na Strannerbach, łatwo wyglądający i startujący wprost z drogi. A że szybko szło, robiliśmy wyciąg za wyciągiem aż 15.00 godzina przypomniała nam, że nie mamy czołówek. Trzy wyciągi przed końcem zdecydowaliśmy się na odwrót.
Po zjazdach byliśmy tak przemoczeni, jakbyśmy uprawiali zimowy kanioning:) Dopiero na dole zobaczyliśmy, że droga ma ok 550 m, my zrobiliśmy ok 400m. Lodzik jest raczej łatwy, tylko kilka miejsc ma ok 80 stopni. Kilka zdjęć w
galerii
"Samozwańczy,Świąteczno-Noworoczny obóz zimowy KW Kraków :)"
04.01.2008
Wszystko zaczęło się 23.12 od wyjazdu w Tatry Zachodnie, a skończylo na sylwestrze w Dolinie Kieżmarskiej. Więcej
tutaj.