Ale
lampa! Niesamowite! Po tak nieprzyjaznym powitaniu jaki zgotował nam
początek lipca, takie słońce! Nic tylko napierać na wielkie cele!
Tylko jak, tak bez rozwspinania? Hm... Nasz
rozsądek kieruje się zasadą przeciwną do Mickiewiczowskiej, a więc „liczymy zamiary na siły” i wybór pada na
Aiguille Noire de Peuterey, szczyt, który choć nie liczy
nawet 4000 m n.p.m., zachwyca piękna granią, którą wiedzie planowana
przez nas droga:
Cresta Sud.

Widok na lodowiec Brenta (fot. Adam
Ryœ)
Pogoda na dwa dni bankowa,
więc po małym „treningu kondycyjnym” (niech to hasło pozostanie
tajemnicą;) o 22.00 witamy się z Luciano - gospodarzem uroczego
małego schroniska (najbardziej zachwyca cena – jedyne 4 euro).
Szybki przepak i próbujemy wyciągnąć jakieœ informacje dotyczące
naszego jutrzejszego celu. Rozmowa polsko-angielsko-włoska jakoœ się
klei, ale jak się ma póŸniej okazać, każdy interpretuje ją na własny
sposób.

Aig. Croux (fot. Adam
Ryœ) Rano wyruszamy w œcianę z
przekonaniem, że standardowy czas jej przejœcia (i zejœcia) to
jakieœ 24 godziny. 2 dni temu szwedzki zespół pokonał drogę w 20
godzin. 1100 metrów? Chyba trochę się wlekli... Ostatnio œmignęliœmy
900 metrów w 7,5 godzinki, więc będzie luzik.
*
Czego to œmigło tak tu lata i lata?
Chyba nas nie szukają? Może to zakręcony Luciano zaczął się martwić
o nasze wolne tempo wspinaczki? Już prawie siódma a te cholerne
turnie, turniczki, sierżanty, pipanty, przełączki, trawersy i zjazdy
to jedna Wielka Niekończąca się Opowieœć. Zupełne przeciwieństwo
naszych zapasów wody, które wyparowały w zaskakująco szybkim tempie.
To pół litra, które nam zostało mogłabym wypić w pół minuty, ale
musi ono starczyć na dzisiejszy – jak zwykle nieplanowany – biwak,
jutrzejsze „szczytowanie” i zejœcie. A ja już jestem taka
słaba...

Cresta
Sud
(fot. Adam Ryœ)
Adam
przyjmuje postawę „NO”
i œmigło zostawia nas w spokoju
kierując się w stronę szczytu. Odprowadzam je tęsknym
wzrokiem.Dlaczego nie przedyskutowaliœmy tej decyzji wspólnie??
Jakaœ godzinka i pewnie sączylibyœmy hektolitry orzeŸwiających
napoi. No nic, na ten moment musimy jeszcze poczekać.
30
godzin.
*
Miejsce na biwak jak się patrzy!
Płasko jest, kamienny murek mamy, widoki wspaniałe, może lodowce
czasem zbyt głoœno dudnią. Tylko: gdzie to ukryte Ÿródełko z
krystaliczną wodą? Ja uschnę! Spoko, spoko, Adam mówi, że sobie
podjemy, poœpimy to jutro będziemy pełni sił i energii. No to
wcinamy sutą kolację, czyli ostatnie dwa snickersy jakie nam
zostały. Sił już tyle, że można zapatulić się NRC-tkami i… rozpocząć
walkę z wiatrem. „Pospaliœmy” do 6.00, kiedy to srebrne kołderki
zostały w strzępach, tak jak i nasze nadzieje, że razem ze słońcem
przyjdzie ciepło.
*
11.30. Widzę go! Jeszcze tylko zjazd,
ostatnie 100 metrów i będziemy na szczycie!

Szczyt Aig Noire de Peuterey
(fot. Magdalena Drózd) Ale zaraz,
ktoœ tam jest?! Człowiek?? Nie no, to Najœwiętsza Panienka, a raczej
Górska Twardzielka, której niestraszne burze, wichury i œniegi. Trwa
niewzruszenie i ma wszystkich w Swojej Opiece. Przynajmniej taką
mamy nadzieję. Kilka łyków œniegowej wody i zejœcie, już
zejœcie!
*
P...ę takie
zejœcie. Gdzie ta œcieżka do cholery? Albo chociaż, żeby te
wszystkie kamienie leżały na swoim miejscu, a nie udowadniały nam
prawdziwoœć twierdzeń Newtona! Moja prawda jest doœć oczywista: mam
już doœć...
*
Doszliœmy do
„œcieżki”, są nawet kopczyki! Już coraz bliżej, trochę zjazdów,
trawers po jakichœ trawnikach i będziemy!
*
Mroczny żleb i
kaprawe stany zjazdowe. Chyba pobłądziliœmy. A może jednak nie? Już
całkiem ciemno, tu chyba zaczynają się te trawniki, ale którędy
schodzić?? Œcieżek pełno, tylko to wszystko to chyba kozie
autostrady...

Widok na Aig. Noire de Peuterey ze schroniska
Monzino (fot. Adam
Ryœ)
„Mam!”
Dwa małe haczorki, a tyle radoœci! Cudem znalezione. Adam będzie
mnie potem przekonywał, że to kolejny dowód na to, że to los rządzi
naszym życiem. Ja wciąż obstaję za przypadkiem. Tym razem bardzo
szczęœliwym
:)
*
00.00. Pod œcianą.
*
Nie no, już
„tylko” dojœcie do schroniska, a my chyba się pozabijamy na tych
kamolach.Ktoœ
nam mruga ze schronu! Luciano? Już wiemy przynajmniej, w którą
stronę się kierować! Œwiatełko wychodzi naprzeciw nam, a jego
właœciciel pyta: „Are you two english geys?” Co?! O co chodzi temu
kolesiowi? Aha, nie geys, tylko guys. Nie jesteœmy żadnymi Angolami,
my chcemy pić, jeœć i spać!

Schronisko Borelli a wnim Luciano:) (fot. Adam
Ryœ)
*
Pycha œniadanko, super słonko,
siedzimy sobie na ławeczce, w końcu bez uprzęży na zadku… Błogoœć.
Luciano znalazł kolegę tłumacza. I wtedy dużo się wyjaœniło. Na
przykład to, że jak ktoœ mówi w języku angielskim to niekoniecznie
musi pochodzić z Wielkiej Brytanii. Albo to, że
Cresta Sud to
w większoœci przypadków dwudniowa zabawa, w jeden dzień robią ją
tylko „strongmani”.

Droga Otto-Hurzeler (fot. Adam
Ryœ)
Dokonujemy kolejnego odkrycia: podana długoœć drogi w
naszym przewodniku (1100 m) okazała się jedynie różnicą wysokoœci!
Najważniejsze, że już po wszystkim. A mój brzuszek powoli wraca z
maksymalnych punktów wklęsłoœci do normy. No prawie, gdyby nie to
postawione przez Luciano espresso...
*
Jak to fajnie wrócić sobie już na
popołudnie do schronu po przyjemnym wspinie i wcinać pyszny
makaronik! 300-metrowe drogi nie są złe. Dobrze, że w Chamonix udało
mi się wyszukać i skserować jakieœ topo z
Aguille
Croux.
Otto-Hurzeler i ja (malutka) (fot.
Adam Ryœ)
Tyle tu nowych linii i żadnego sensownego przewodnika
po tym wszystkim.
*
W sumie mamy dwa przewodniki,
oczywiœcie w języku włoskim. W jednym są schematy, ale jak je
póŸniej wpasować w œciany?? W drugim są zdjęcia œcian, więc można by
się pokusić o pomarańczowe granity
Pilier Rouge du
Brouillard. Mnie one całkiem zauroczyły. Tylko... Cała „akcja”
potrwa trzy dni, a w tym czasie uda się zrobić jedną drogę i trzeba
będzie wracać. Poza tym wczoraj padał tam
œnieg...
Pilier Rouge du Brouillard
(fot. Adam Ryœ)
Więc œledztwa ciąg dalszy. Szperamy w necie (pan z
kafejki już nas dobrze zna;), próbując znaleŸć coœ więcej o dolinie
Ferret, która w naszym przewodniku ze
schematami prezentuje się całkiem ciekawie.
I bingo! Trafiamy na
stronę jakiegoœ szwajcarskiego klubu i mamy pogląd na całą dolinkę
wraz ze wspinaczkowymi atrakcjami. Super! Przepak i już z rana
uderzamy na najbliższą œcianę.
*
„Ta droga jest
cudowna!” – krzyczy Adam po kolejnym wyciągu. Adam ma swoją
bliżej nieokreœloną skalę urody dróg, w każdym razie
„cudowna” znajduje się na samym szczycie. I nie ma co do tego
wątpliwoœci. Taki pomarańcz, takie formacje, ach… Kolejnego dnia
znów to samo. Wybraliœmy się na północny wierzchołek
Monts Rouges
du Triolet, głównie dlatego, żeby przejœć się po lodowcu i
związać liną. Bo jak to: być w Alpach i raków nie ubrać? A droga – w
mojej skali;) – genialna! Zresztą na granicy naszych skromnych
możliwoœci wspinaczkowych, w dodatku udaje się ją pokonać
OS!
La fond l'air (fot. Adam
Ryœ)
Radoœć
duża, niestety zmącona własną głupotą i spadającym kamieniem, który
nie omieszkał zapoznać się bliżej z moim barkiem. Stracha się
najadłam, ramię dawało się we znaki, także ostatniego dnia
pożegnaliœmy z doliną
Ferret drogą
La Beresina o
niewielkich trudnoœciach, ale dużej urodzie!
*
Schodzimy. Nie ma sensu dalej
torturować mojego ramienia. A
Aguille Savoie została jeszcze
nie zdobyta… Żegnamy się z chatarem, bardzo miłym i „zakręconym”
człowiekiem. Południowcy mają to chyba we
krwi.

Lodowiec Triolet (fot. Adam
Ryœ)
Nasz
wyjazd dobiegł końca, odkryliœmy kilka tajemnic włoskich dolin, one
z kolei rzuciły na nas urok, zachwycając ciszą, spokojem i niedużym
ruchem wspinaczkowo-turystycznym. Chętnie tu jeszcze
wrócimy!
Uwagi
praktyczne
Schematy i
topo:Częœć włoska Alp nie
jest tak popularna jak francuska, stąd problemy ze zdobyciem
informacji. Przewodnik Pioli zawiera jedynie tamtejsze klasyki:
filary Freney i Brouillard,
Aguille Croux, Aiguille Noire de
Peuterey, Pte. Gugliermina. W Courmayeur
znaleŸliœmy
przewodnik autorstwa G.
Bassanini
Monte Bianco posiadający dwie częœci: drogi
klasyczne (do 6c) i sportowe (od 7a). Przewodnik… zawiera kilka
zdjęć œcian z wrysowanymi drogami, jeœli ktoœ zna włoski, uzyska na
pewno wiele więcej informacji niż my
J W schronisku
Dalmazzi uzyskamy aktualne schematy okolicznych
szczytów.
Poniżej kilka linków:
Spanie: Cała dolina obfituje w liczne
kempingi. Na końcu Val Veny, znajduje się parking, gdzie bez
problemu można przekimać się bez opłat, co jest powszechnie
praktykowane. Punktami wypadowymi są schroniska:
Monzino (w
tym roku zamknięte),
Borelli (4 euro),
Dalmazzi (8,50
euro). Raczej nie powinno być kłopotów z biwakowaniem na dziko, choć
np. w rejonie Dalmazzi nie ma za bardzo gdzie (stromo).
Œciany: Poza znanymi klasykami, we
włoskiej częœci Alp znajdziemy wiele krótszych dróg (300-400m),
głównie na Aig. Croux oraz w dolinie Ferret. Drogi są w mniejszym
lub większym stopniu ubezpieczone, jednak standardowy zestaw
asekuracyjny niezbędny! Pod Aig. Croux i niektóre œciany w Val
Ferret można podejœć bez raków.
W niepewną pogodę
warto wybrać się na
Parete dei Titani, położonej ok. 30 minut
od parkingu w Val Ferret. Na Cresta Sud wzięliœmy raki, czekanów już
nie, ale wszystko zależy od warunków, partie podszczytowe mogą być
mocno zaœnieżone.