START | O NAS | GÓRY | SKAŁY | SKITURY | GALERIA | PRZEJŚCIA | LINKI | KONTAKT



Szamoniowo dla żołtodziobow


Mt. Blanc du Tacul
Mt. Blanc du Tacul


       Zbliżające się lato zapowiadało się wielkim wygnaniem na obczyznę: najpierw w celach zarobkowych, potem wspinaczkowych (co niekoniecznie trzeba łączyć z wypoczynkiem). Dla mnie wyjazd był magiczny, nazwa Chamonix brzmiała jak zaklęcie otwierające ukryte wysoko w górach skarby. Dla chłopaków niestety nie - oni już tam byli, oni już to znają: zimno, podejście Skutecznie potrafili zwalczać mój entuzjazm.
       Już na etapie wiosennego snucia planów wynikało, że w te sławetne miejsca wybiera się dość sporo osób, a pod Igłami Południowymi będzie można założyć krakowsko-nowosądecką bazę. Na szczęście dla nas, a nieszczęście tych, którzy postanowili w trakcie pobytu w Chamonix “zaliczyć” Blanca, pogoda była początkiem sierpnia naprawdę kiepska. Uprzedzeni przez pieszczonych wiatrem na wysokości 3800 m.n.p.m. znajomych, czekaliśmy sobie w nieodległej Szwajcarii wspinając się w skałkach - kilkunasto lub kilkuset metrowych. Jest to świetna alternatywa: zamiast zamarzać gdzieś na wysokościach, przejechać sobie przez przełęcz Mountets i pozwiedzać okoliczne szwajcarskie rejony, które bywają naprawdę urokliwe (tak jak np. wspinanie na przełęczy Pillon wzdłuż 100-metrowego wodospadu).

Pettit Dru en face Pettit Dru z profilu
Pettit Dru en face i z profilu

       Długotrwałe oblężenie Blanca i przeróżne zawiłe czynniki sprawiły, że tylko ja z Adamem wylądowaliśmy pod Igłami. Co prawda znaleźliśmy małą wioskę Polaków, ale Krakus był tylko jeden. Podejście pod Igły, widoki na Mer de Glace, Petit Dru, “Jorassy”, super wspinanko w fantastycznym granicie - wszystko to krzyczało: “Jak tu pięknie!” Tylko przelatujące awionetki z regularnością 20-u minut przypominały, że Alpy to pełna cywilizacja.
       Niestety, po dwóch dniach okienko pogodowe się skończyło i wraz z deszczem zmyliśmy się do miasta. Okienka pogodowe występowały średnio co dwa dni, i trwały dwa dni, więc my szybciutko, by się wstrzelić, spakowaliśmy bety po raz kolejny i wraz z turystycznym tłumem (ubranym w sandały i szorty) zdobyć szczyt Aiguille du Midi w stylu kolejkowym. Na szczycie przywitał nas iskrzący się w słońcu śnieg, wspaniały widok i wąska grańka prowadząca na Valle Blanche. Zadomowiliśmy się w jednym z licznych namiotowych grajdołków i czekaliśmy jutra, które obiecywało wspaniały wspin na pomarańczowej ścianie Midi.
Camping Valle Blanche Kibelek Baza pod Midi
Camping Velle Blanche z naszą bazą i kibelkiem

        Noc i poranek były dość rześkie, wydawało się, że nici z łojenia. Smętnym krokiem ruszyliśmy w stronę Blanca, żeby sobie chociaż pospacerowaćJednak gdy tylko zobaczyliśmy z odległości malutkie punkciki zmierzające w stronę ściany, zarządziliśmy szybki odwrót i atak na drogę Rebuffata. Niestety, jako że jest to tutejszy klasyk, wspinanie momentami przypominało stanie w korkach na Alejach w Krakowie. Korki te nie zdołały jednak zakłócić radości z klinowania się w rysach i skradania na płytach. Warto zauważyć, że na niemal 8 zespołów wspinających się, tylko 2 polskie robiły drogę z oryginalnym startem zaczynającym się najtrudniejszym wyciągiem 6a+. Natomiast końcowy wyciąg lub wyciągi są pokonywane wariantami dowolnymi - chyba każdy zespół ma swoją własną koncepcję, raczej nie do końca zgodną z koncepcją autora.
Aig. du Midi Droga Rebuffata na Midi
Aig. du Midi z daleka i bliska. Droga Rebuffata.

        Na kolejny dzień zaplanowaliśmy drogę braci Remy na niewysokim, ale bardzo ciekawym szczycie Piramid du Tacul. Niestety, plany czasem biorą w łeb. Kiepski schemat całej ściany, problematyczne podejście lodowcem. Doszliśmy do wniosku, że wolimy nie ryzykować podejścia pod drogę i wbijania się w nią, skoro nawet nie jesteśmy pewni, gdzie dokładnie startuje. Zdecydowaliśmy się na zdobycie szczytu filarem, drogą V, która przynajmniej była ewidentna. Jednak pech towarzyszył nam cały czas. W drogi zaczęło prószyć, później równo sypać i ostatecznie zrobiła się niezła zadyma. Przyjęliśmy taktykę, że z zadymy najlepiej s sobie uciec i tak też zrobiliśmy. Dotarcie i znalezienie namiotu trochę nam zajęło.
Filar Gervarsuttiego zima w lecie Powrot
Troche nas przysypało i musieliśmy zmykać

       Poranek przywitał nas iskrzącym się w słońcu śniegiem, wspaniałym widokiem i wąską grańką prowadząca do kolejki. Po gorących powitaniach w Chamonix z pozostałą dwójką, zdeterminowani w szukaniu tzw. “lampy”, zapakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy w stronę słonecznej Italii.
Adam Magda
Alpinisty wielkie


Tekst: Magdalena Drozd
Zdjęcia: Adam Ryś