START | O NAS | GÓRY | SKAŁY | SKITURY | GALERIA | PRZEJŚCIA | LINKI | KONTAKT

KSIĘGA GOŚCI

Napisz do nas! Website in english

Alpy zimą w pigułce

           Piątek-sypie, toniemy po biodra. Sobota – sypie, tonę po pas, dna nie widać. Niedziela-sypie, narciarskie nurkowanie w puchu. Poniedziałek – sypie, a we Francji... lampa!! Jak to możliwe? Telefon do Biura Przewodników, to się nie śni, po miesiącu fatalnej pogody przychodzi wyż! A tu jeszcze kilka spraw na uniwerku do wyjaśnienia.. Ale udaje się, we wtorek, kiedy wszyscy przygotowują się na ostatni dzień karnawału my pakujemy żelastwo do auta. Ech, czemu ten wspin wymaga tylu wyrzeczeń? Udajemy, że wyrośliśmy z imprezowania i ruszamy – jedyne 9 h i jesteśmy w Martigny.

Impresje popołudniowe. fot. Adam Ryś
Impresje popołudniowe (fot. Adam Ryś )

           Kimanko, śniadanko, przepakowanko i dyndamy już na linie w kierunku Midi. Choć i nas dosięgnął kryzys gospodarczy, nie aż na tyle by kimać w namiocie, a że schronisko Argentiere w tym roku (złośliwie) zamknięte, stawiamy wszystko na szybkie akcje. Ale, coby być szybkim na tych wysokościach trzeba nauczyć się tu oddychać. Próbujemy tej sztuki 1.popołudnia - poruszanie się po lodowcu nawet spoko, za to sen okazuje się czynnością niewykonalną. Tym radośniej wstajemy, stroimi się na żelazno-linowe choinki i w kwadransik jesteśmy pod ścianą – wschodnia Tacula, nasz cel to Albinoni-Gabarrou. Początek lajtowy, więc lina zostaje na plecach, aż do pierwszych lodowych jęzorów... Alpejskie opowieści o grozą wiejących drogach gdzieś się gubią a wspinanie okazuje się samą przyjemnością, stopniami poprzedników usłaną. Jedynym zgrzytem okazują się ostrza takónuff – tak się polubiły z lodem, że nie sposób ich z niego wyciągnąć! Aniśmy się obejrzeli a już po drodze i do schronu wracać trzeba: 100 kroczków + 100 kroczków + 100 kroczków + 100 kroczków...Ale smakuśny ten chinol!

Impresje wieczorne
Impresje wieczorne (fot. Magda Drózd) )

           Druga noc bardziej senna, więc pobudka o 7, zresztą w planie kuluar Chere, 300 metrów tuż koło schronu, to śmigniemy. Ta...tylko po słonecznej pogodzie ani widu ani słychu...Tylko wiatr ze schroniskowymi ścianami koncertuje. Przeciągamy śniadanie na maxa, aż w końcu widać słoneczne okna w chmurzastym suficie. Od razu włącza się 5 bieg, tym bardziej, że prócz nas wybiera się tam 4-osobowy kurs, na którego czele stoi...23-letni przewodnik górski! Przepaść między polską wspinaczką a zachodnimi łojantami wzrasta wg funkcji kwadratowej. No nic, startujemy jako pierwsi, Adam wypuszcza mnie na „kluczowy” wyciąg, gdzie walczę z dziabami, a Julian spokojnie ciągnie trójkę małolatów za sobą. Doganiają nas uchachani życiem Bawarczycy i tak sobie robimy mini zawody. Zajmujemy zaszczytne 2 miejsce – w zjazdach jesteśmy już pierwsi: przecież czeka nas dziś jeszcze zjazd do Cham, a droga, która miała mieć 300 metrów, dorzuciła jakiś 150-metrowy bonusik. 16:08, przed nami ok, 2-3 h jazdy, a ja muszę jeszcze przeprowadzić rozmowę z moim żołądkiem. Strasznie się buntuje, ale co tam, niżej może być już tylko lepiej, więc robimy slalom między szczelinami i bardzo wczesną nocą jesteśmy u progu cywilizacji. Całe szczęście w pamięci uchowała się cała galeria Wielkiego Impresjonisty Alpejskiego, będzie co oglądać podczas powrotu do domu.

Więcej zdjęć w galerii.
Magda w akcji
Magda w akcji (fot. Adam Ryś)
Adam  - kuluar Chere
Adam - kuluar Chere (fot.Magda Drózd)


      Magdalena Drózd & Adam Ryś 2007  drustek@gmail.com